31 lipca 2012

Prometeusz - recenzja na dwa głosy

Amatorzy kina science-fiction nie mają ostatnio powodów do narzekania. Wciąż pojawiają się mniej lub bardziej udane premiery, zarówno reżyserów uznanych, jak i stawiających pierwsze kroki w tym niewątpliwie lubianym, ale i wymagającym gatunku. Ridleya Scotta z pewnością zaliczyć należy do tych pierwszych. Od czasu Obcego, który zarówno przez krytyków, jak i przez fanów uznawany jest za dzieło kultowe, przebył długą drogę. Romansował zarówno z historią (Królestwo Niebieskie, Gladiator) jak i z dramatem (Wszystkie niewidzialne dzieci), aż wreszcie postanowił wrócić do początków, które uczyniły go sławnym. Czy jest to powrót udany?

Po tym, jak cierpliwość widza zostaje wystawiona na próbę przez półgodzinną serię fascynujących reklam, zostaje on przeniesiony w przepiękne górskie plenery. Warto zaznaczyć, że odpowiedzialny za zdjęcia Dariusz Wolski zasługuje na pochwałę, choć niektóre ujęcia mogą się wydać dość statyczne – zwłaszcza widzom przywykłym do szybkiego, dynamicznego montażu rodem z najnowszych produkcji s-f.

Pierwsze sceny, pełniące rolę wprowadzenia do fabuły, istotnie robią wrażenie, mimo że sama historia nie należy do zbyt oryginalnych. Scott czerpie garściami nie tylko ze swojego arcydzieła, ale z całego sztafażu chwytów charakterystycznych dla konwencji science-fiction. Powtarzalność niekoniecznie jest jednak wadą, co – moim zdaniem – pokazują wspomniane pierwsze sceny. Oto para archeologów na podstawie skalnych malowideł znalezionych w różnych częściach świata odkrywa, że w istocie zostaliśmy „stworzeni” przez kosmitów, występujących tu jako „Inżynierowie.”

Sponsorowana przez korporację wyprawa badawcza wyrusza następnie do odległej galaktyki, której „współrzędne” zakodowane były w malunkach... Każdy, kto ma na półce choćby kilka filmów czy książek s-f, z łatwością domyśli się, jak potoczą się losy załogi „Prometeusza.” Niemniej jednak warto podkreślić, że w tak mocno skonwencjonalizowanym gatunku, jakim jest science-fiction, trudno nie posługiwać się kliszami.

Mimo, że film zaczyna się dość obiecująco, potem niestety traci na rozpędzie. Nie dość, że zaczyna przeszkadzać wspomniana przewidywalność, niektóre rozwiązania fabularne nie są zbyt trafione. W Prometeuszu postaci często zachowują się niezbyt logicznie; pojawiają się również problemy ze spójnością świata przedstawionego. Rozwinięta w 2089 roku technologia najwyraźniej nie uwzględnia opcji nagrywania przekazów z kamer, a pierwszą rzeczą, jaką robi biolog po napotkaniu nieznanej formy życia, jest próba pogłaskania jej.

Nietrudno zauważyć, że członkowie załogi Nostromo wykazywali się nieco większym rozsądkiem. Niejaki wyjątek (choć, niestety, nie do końca) stanowi doktor Elisabeth Shaw, bardzo wyraźnie wzorowana na postaci Ellen Ripley. Podobnie jak ona charakteryzuje się wysoko rozwiniętym instynktem przetrwania, co pozwala jej na wyjście z beznadziejnych sytuacji w sposób, którego raczej nie można określić jako realistyczny. Pierwszy film science-fiction Scotta od czasu nakręcenia Łowcy Androidów w tym względzie wypada niezbyt dobrze, ale przecież nie dla realizmu ogląda się science-fiction.

Warto zaznaczyć, że film niewątpliwie spodoba się krytykom związanym z teorią genderową – piekło, przez jakie przechodzi doktor Shaw, doskonale wpisuje się w konwencję, jaką Scott i pozostali reżyserzy przyjęli w cyklu o Obcym. Dość powiedzieć, że motyw zapłodnienia przez obcą, monstrualną formę życia na tyle spodobał się reżyserowi Prometeusza, że wykorzystał go w sposób o wiele bardziej makabryczny niż Jean-Pierre Jeunet.

Chyba jedynym aspektem filmu, który nie pozwala na żadne zastrzeżenia, jest gra aktorska. Na uwagę zasługuje zwłaszcza Michael Fassbender w ciekawie rozpisanej roli androida, oraz kolejna już doskonała kreacja Charlize Theron (pomimo pewnych ograniczeń nałożonych na nią przez scenariusz). Również efekty specjalne są zrealizowane co najmniej poprawnie, a scena planetarnej burzy naprawdę robi spore wrażenie. Pochwały należą się również osobom odpowiedzialnym za kostiumy – w Prometeuszu dane mi było widzieć jedne z najładniej zaprojektowanych modeli skafandrów.

Podsumowując – Prometeusz to film pod wieloma względami nierówny. Jeśli komuś nie przeszkadza brak realizmu (a czasem i logiki), a w s-f ceni przede wszystkim efekty specjalne, wyjdzie z kina usatysfakcjonowany. Mimo, że nie oceniam filmu zbyt wysoko, nie uważam jednocześnie, by odwiedzenie multipleksu było stratą czasu. Film Scotta jest zrealizowany solidnie (co jest sprawą oczywistą w przypadku reżysera z takim doświadczeniem) i ma kilka mocnych stron.

Dagmara

Ocena: 5/10


Ja odebrałem film nico inaczej, aczkolwiek było to chyba wynikiem innych oczekiwań, jakie stawiałem Prometeuszowi. Przygotowany byłem na dobry (nie genialny) film, zgodny ze współczesnym trendem kultury konsumpcyjnej (w końcu poszliśmy do multipleksu). Zaznaczę tylko jeszcze, że sporo wysiłku zajęło nam znalezienie kina, które puszczało film w wersji 2D (wszędzie filmy są w 3D, dla mnie osobiście jest to nie do oglądania), ostatecznie wygrało Cinema City Bonarka, co zaowocowało wyprawą na drugi koniec miasta.

Początki filmy były fajne, ładne, jednak nieco nudnawe, naukowcy przedstawieni w trakcie swej pracy byli dla mnie trochę mało wiarygodni (ciekawe czy mieli grant na te wykopaliska). Zaskoczyło mnie, że bohaterowie zwracając się po pomoc do wielkiej korporacji, byli aż tak zdziwieni jej dwulicowością i tym, że ma w wyprawie własne, ukryte cele.

Sceny kręcone były naprawdę nieźle, zarówno te plenerowe, jak i wewnątrz statku kosmicznego Prometeusz. Skoro o tym mowa, bardzo podobał mi się projekt Prometeusza, chociaż moim zdaniem jak na rok 2089 był nieco zbyt futurystyczny. Równie świetne ukazano burzę na obcej planecie i wnętrze „kurhanu” obcych. Mostek odnalezionego okrętu także okazał się interesującym projektem. Stylistyka otoczenia żywo przypominała Obcego.

Bardzo ciekawie wyglądali „Inżynierowie”, zwłaszcza w pełnym skafandrze, którego najlepszym elementem był zdecydowanie dziwaczny hełm. Ich rzeczywisty wygląd nieco rozczarowywał, tacy ludzie giganci, w całym tym filmie było chyba zbyt wiele Dänikena.

Co do scenariusza i wykorzystanych motywów, to faktycznie klasyka, klasyki. Przebieg filmu można było spokojnie zgadywać już na 30 minut w przód, a główne założenie i tego jak może wyglądać zakończenie da się od razu domyśleć. Ludzie stworzeni przez kosmitów, lecą spotkać swoich stwórców, którzy zostawili im znaki w jaskiniach (znowu ten Däniken). Gdy już ich odnajdują, okazuje się, że człowiek jako rasa został porzucony, gdyż uznano go za nieudany projekt, co więcej, tylko przez przypadek ludzkość nie została całkowicie eksterminowana.

Gra aktorska faktycznie robiła pozytywne wrażenie, jednak daleko jej było do rzeczywistych zachowani ludzi. Jako przykład można tu podać absurdalne postępowanie biologa i geologa. Dość sporym zaskoczeniem było jak osoba odpowiedzialna za mapowanie jaskiń na obcych planetach może się zgubić, zwłaszcza mając przy sobie cały sprzęt i będąc w stałym połączeniu z mostkiem Prometeusza. Jak napisała Dagmara, biolog też do najbystrzejszych nie należał.

Instynkt przetrwania główna bohaterka odziedziczyła rodem po Ripley (albo też jej go przekazała). Większość tego co robiła było mocno naciągane, jednak podobała mi się jako bohaterka i jej gry nie uważam za najgorszą. Taka heroina walcząca z złem przytłaczającym cały jej świat. Wprawdzie wątpię, by prawdziwe ludzkie ciało mogło znieść to, co ją spotkało, jednak jest to film i musimy odbierać świat Prometeusza przez pryzmat konwencji.

Zdecydowanie najmocniejszym punktem filmu (poza efektami wizualnymi) jest gra aktorska Michaela Fassbendera. Wykreowana przez niego postać androida, świetnie wpisuje się w kanon syntezoidów z Obcego, usłużnych postaci, którym tak naprawdę nikt nie ufał. Od początku filmu ma się w stosunku do niego mieszane uczucia. Raz uważamy go za złego, innym razem ratuje bohaterów. Większość jego akcji motywowana jest ciekawością i swoistym oddaniem, czy też zaprogramowaną „miłością” wobec swego stwórcy. Piękny i idealny, zdradliwy i pomocny, a do tego świetnie zagrany. Również Charlize Theron stanęła na wysokości zdania, chociaż scenariusz narzucał jej dość sztywną i ograniczoną rolę bardzo antypatycznej postaci. Pomimo tego potrafiła zagrać swoją rolę znakomicie. Rozczarowuje za to scena jej śmierci…

Samo zakończenie nie było dla mnie zbyt wielkim zaskoczeniem, poświęcenie dla dobra ludzkości, motyw wyeksploatowany przez kino, książki, gry i całą kulturę popularną, aż do bólu. Natomiast to, co stało się z ostatnią „parą” ocalałych członków załogi Prometeusza, może sugerować możliwość powstania kontynuacji.

Ostatecznie mnie, jako przynajmniej częściowo konsumpcyjnemu odbiorcy, film się podobał. Wart był obejrzenia w kinie, poszukiwaniu seansu 2D i nawet wyprawy przez całe miasto. Oglądało się go przyjemnie, zwłaszcza, że o dobre filmy s-f nie łatwo i chętnie zobaczę każdą próbę stworzenia czegoś ciekawego w tym gatunku. Pomimo swej małej oryginalności, pewnych nieścisłości i błędów oraz braku logiki, Prometeusz to ciekawy film i pewnie obejrzę go jeszcze raz, jak będzie już dostępny w postaci DVD. Główny zarzut w stronę tego filmu to powtarzalność znanych motywów, moim zdaniem jest to jednak nieuniknione, a podobną krytykę można obecnie zastosować wobec praktycznie każdego wytworu współczesnej kultury popularnej.

Marcin

Ocena 7/10





8 komentarze:

http://www.youtube.com/watch?v=JLbcZggwVCw&feature=youtu.be ;)

Peace,
Skryba.

Tak, ten filmik mniej więcej załatwia sprawę nieścisłości. Brakowało mi tylko jeszcze wyjaśnienia, dlaczego otwiera się właz statku kosmicznego, bez żadnych procedur, osobie która kilka dni wcześniej została uznana za zmarłą w tajemniczych okolicznościach, na obcej planecie a teraz wraca z nogami przewieszonymi przez głowę.

Jeszcze tak ode mnie, z drugiej strony ludzie są mocno nierozgarnięci :). W trakcie ostatniej gry w Posiadłość Szaleństwa we wskazówce pojawił się opis umierającej osoby, która rozpaczliwie zaklinała graczy, by za nic w świecie nie otwierali chłodni. Co zrobili gracze? Poszli otworzyć chłodnie... a tam portal do innego wymiaru, straszny potwór i koniec gry...
Czasem logiczne rozumowanie nie leży w naturze ludzkiej :). Dlatego we wszystkich horrorach bohaterowie zawsze się rozdzielają.

online casino nl liberalism in politics and Dewey's ideas in the field of philosophy were her English guests the same questions, but Bohun, I fancy, gave her
Also visit my site - online casino

Film dobry, ale im bliżej końca, tym więcej dziwnych pomysłów.

Dokładnie, dobry film i zepsuty koniec, chociaż w trakcie i tak było sporo absurdów, np geolog mapujący jaskinie, który zgubił się pod ziemią...

Prześlij komentarz