Ectaco JetBook Color

Pierwszy kolorowy czytnik książek w technologi E Ink- recenzja.

Rogue Trader

Epicka przygoda przestrzeni kosmicznej

Twilight Imperium 3rd Edition

Legendarna strategia planszowa w klimatach sf.

Dungeons and Dragons: Castle Ravenloft - gra planszowa

Zamkowe lochy i koszmarne monstra

28 września 2012

Slavika - mini recenzja

Slavika to nowa gra karciana wypuszczona przez wydawnictwo Rebel, w której gracze kontrolują rody słowiańskie, przed którymi postawiono zadanie: ta rodzina, która najbardziej przyczyni się do oczyszczenia krainy z potworów, będzie mógła wydać jednego ze swoich synów za księżniczkę. Potworów jest mnóstwo, księżniczka jest jednak jedna, wojowników wielu a czasu mało (czegóż to się nie zrobi dla pięknej białogłowy). 

Gra zawiera sporą ilość ładnie wykonanych kart: są Karty Bohaterów (po 6 dla każdego rodu), każdy z nich dumnie nosi słowiańskie miano (Miłobor, Domażyr, Luboradz, Drogomysł) charakterystyczne dla swego klanu; mamy 5 Kart Krain (najlepiej zilustrowane ze wszystkich, landy z Magic: The Gathering mogą się schować); 15 Kart Skarbu (bo przecież za darmo walczyć nie będziemy); 5 Kart Miesiąca do pokazania upływu czasu (fazy księżyca) oraz 54 Karty Potworów (cześć z nich dysponuje zdolnościami specjalnymi, które potrafią znacząco utrudnić zadanie dzielnym słowiańskim wojom). Swoje postępy, czyli zdobyte Punkty Chwały, gracze zaznaczają żetonami na specjalnej karcie numerycznej (jak w Carcassonne, tyle że każdy z graczy ma własną).

Które krainy rozmieszcza się na stole zależy od tego, ilu graczy uczestniczy w rozgrywce, bowiem karty mają oznaczenia ilości dopuszczalnych "rodów". Każdy z graczy dostaje na rękę wszystkich sześciu wojów oraz losuje pięć kart potworów. Rozgrywka wygląda następująco: 1) gracz dokłada bohatera do jednej z krain, 2) dokłada drugiego bohatera _lub_ potwora do innej krainy, 3) dokłada potwora do jeszcze innej krainy, 4) odrzuca jednego potwora z ręki i dociąga tyle Kart Potworów, by mieć ich pięć na ręce. 

Wojów dokłada się jak najbliżej danej krainy. Operowanie kartami w w grze Slavika samo w sobie jest proste; jednakże niektórzy bohaterowie dysponują pewnymi zdolnościami, które potrafią uczynić tą część rozgrywki bardziej nieprzewidywalną tak, że żaden z graczy nie może być do końca pewien kiedy skończą się podchody a zacznie "prawdziwa akcja".

W momencie, gdy liczba grasujących potworów osiągnie limit określony w danej krainie, następuje przerwa w wykładaniu kart a zaczyna się Walka: sumowanie siły potworów, bohaterów i rozpatrzenie zdolności specjalnych zależnych od typu bohatera, rodzaju potwora oraz charakteru krainy. Jeżeli całość siły bohaterów jest równa lub wyższa od całości siły potworów, dobro zwycięża a gracz dysponujący najsilniejszymi wojami dostaje najwięcej Punktów Chwały; w przypadku remisu o którekolwiek z miejsc, zwycięża gracz, którego bohater położony został najbliżej Karty Krainy (czyli mężnie trwał najbliżej niebezpieczeństwa). 

Dzielny woj zabiera również skarb danej krainy (który może jednak trafić w ręce innego z graczy, jeżeli ten dysponuje złodziejem). Po zwycięstwie graczy Karta Krainy jest odwracana, stając się nową krainą (jedno miejsce oczyszczono, to idziemy dalej). Jeżeli wygrają potwory, nie ma Chwały, nie ma skarbu a kraina pozostaje w grze. W momencie odkrycia ostatniej Karty Miesiąca gra się kończy i wygrywa gracz okryty największą Chwałą; a w przypadku remisu - ten z największym Skarbem.

Rozgrywka w Slavike jest bardzo przyjemna, miło jest zmasakrować Wąpierza lub Utopca, ku chwale swojego rodu. Karty są bardzo ładnie zilustrowane, zasady są przejrzyste. Jedyne zastrzeżenie mam do długości rozgrywki, która wynika z zasady, w myśl której Karty Miesiąca są wtasowywane pomiędzy Karty Skarbu co sprawia, że czasem można oczyścić z potworów nawet trzy Krainy zanim upłynie czas a niekiedy Karta Miesiąca pojawia się po każdej Walce.

Jedna z rozgrywek zakończyła się po kwadransie, inna trwała znaczni dłużej (prawie wszystkie Karty Miesiąca trafiły na sam spód stosu). Osobiście proponowałbym wkładanie po jednej z KM do każdego stosu Kart Skarbu, tak aby mieć pewność, że czas będzie płynał w miarę regularnie, że Karta Miesiąca w końcu się pojawi (niczym Świt z "Zombiakach").

Slavika 
Autor gry: Marcin Wełnicki
Wydawca gry: Rebel.pl

Auto recenzji: V

Jeśli podobał ci się tekst, kliknij "Lubię to" na stronie głównej, albo na Facebookowym profilu Sthenno,  lub podziel się wrażeniami w komentarzu. Wasze wsparcie daje nam motywację i pomaga w dalszym rozwoju serwisu Sthenno

Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu i sklepowi Rebel.

22 września 2012

The Resistance: Agenci Molocha - recenzja


The Resistance: Agenci Molocha

To miała być rutynowa misja. Odbicie tego bunkra było w zasięgu ręki. Jednak w ostatniej chwili coś poszło nie tak... Nie chciałbyś podejrzewać towarzyszy Posterunku, zdaje ci się jednak, że to mógł być sabotaż... Zastanawiasz się, czy twoja aprobata odnośnie składu wysłanego odzdziału była słuszna. Jack ostatnio zachowywał się dziwnie... Może plotka o ukrywających się w szeregach Agentach Molocha jest czymś więcej, niż paradoidalnym

Gra karciana The Resistance: Agenci Molocha w pierwszej kolejności skojarzyła mi się ze znaną i (zazwyczaj) lubianą Mafią. Jednak w przeciwieństwie do tradycyjnej gry towarzyskiej dzieło Dona Eskridge oferuje dużo więcej.The Resistace: Agenci Molocha to gra przeznaczona dla 5 - 10 osób. Na początku rozdawane są karty Tożsamości, których, rzecz jasna, nie można ujawniać. Część graczy wcieli się w Żołnierzy Posterunku, a część w podstępnych Agentów Molocha. Fakt, że ci pierwsi mają zawsze przewagę liczebną, niekoniecznie gwarantuje zwycięstwo Posterunku…

Dodatkowo losowane są również karty Postaci, które dodają do gry nieco fabuły. Mówiąc najprościej, określają one jaką reputacją cieszy się dana postać. Przykładowe pozycje z karty „pozytywnej” to na przykład: „Każdy dowódca potwierdza, że można na mnie polegać,” czy „Służę na froncie najdłużej z naszej ekipy.” Karty „negatywne” z kolei to opisy w stylu: „Nikt nie wie, gdzie tak często znikam w nocy,” czy „Kiedy dowodziłem, wpadliśmy w pułapkę.” Co ciekawe, karty są losowane - Agent Molocha może więc sprawiać na towarzyszach jak najlepsze wrażenie, podczas gdy Żołnierz Posterunku może się zdawać podejrzany. 

Trzeba przyznać, że karty Postaci naprawdę urozmaicają rozgrywkę, zwłaszcza jeśli gracze wczują się w rolę i potraktują opisy jako punkt wyjścia dla dłuższych historii i zbiorowych dyskusji. Istotą gry The Resistace: Agenci Molocha jest interakcja - rozmowy, podstępy, wyciąganie wniosków i wzajemne podejrzenia sprawiają naprawdę dużo frajdy, zwłaszcza, jeśli gra się w gronie dobrych znajomych.

Zasady rozgrywki są bardzo proste i nie sprawią nikomu najmniejszego problemu. Jeden z graczy zostaje Przywódcą i w pierwszej fazie Budowania Drużyny wybiera osoby, które udadzą się na misję (wcześniej Agenci Molocha mają możliwość poznania swych złych wspólników w tajemnicy przed resztą graczy). Liczba uczestników Misji jest uzależniona od liczby graczy i określona w odpowiedniej tabelce. Następnie Przywódca zarządza głosowanie (używa się w nim specjalnych kart Głosowania), w którym każdy z graczy określi czy jego wybór mu odpowiada. Skład drużyny wysyłanej na misję jest zatwierdzony większością głosów; jeśli większości nie ma, kolejna osoba zostaje Przywódcą i Budowanie Drużyny zaczyna się od początku.

W trakcie Misji (których w The Resistace: Agenci Molocha jest w sumie pięć) każdy uczestnik w tajemnicy decyduje, czy ją wspiera czy sabotuje (używa się analogicznych do kart Głosowania kart Misji). Żołnierze Posterunku, rzecz jasna, wyboru nie mają, podczas gdy Agenci Molocha mogą w ramach podstępu chwilowo udawać, że są po tej dobrej stronie. Po przetasowaniu kart Misji Przywódca je odkrywa: jeśli choć jedna wskazuje na porażkę, misja się nie powiodła. 

Po zakończeniu rozgrywki The Resistace: Agenci Molocha wystarczy podsumować Sukcesy i Porażki - trzy Sukcesy to zwycięstwo Żołnierzy Posterunku, zaś trzy Porażki oznaczają triumf podstępnych sił Molocha. Po zakończeniu każdej Misji kartę Przywódcy otrzymuje kolejny gracz po lewej, po czym zaczyna kolejną Misję od fazy Budowania Drużyny.

Miłym urozmaiceniem są stanowiące dodatek do gry karty Intryg, które wprowadzają dodatkowe możliwości odkrywania Tożsamości innych graczy. Na początku każdej rundy  Przywódca dobiera odpowiednią liczbę kart Intryg (jest ona uzależniona od liczby graczy), które w zależności od oznaczenia są zagrywane natychmiast lub pozostają w grze na stałe. Akcje określone przez karty Intryg to przykładowo ujawnienie swojej tożsamości innemu graczowi czy odrzucenie pozytywnego wyniku głosowania.

Podsumowanie

Gra The Resistace: Agenci Molocha jest niewiarygodnie wciągająca. Gra zaplanowana na pół godziny przerodziła się w trzygodzinną sesję, a krótkie fabularne wskazówki na kartach stały się punktem wyjścia dla rozbudowanej, obfitującej wpodstępy i intrygi historii. Każdy z graczy odgrywał swoją rolę z dużym zapałem i niesamowitą kreatywnością, co w pewnym momencie spowodowało ingerencję zatroskanych sąsiadów („O co wy się tak kłócicie? Oskarżasz Maćka że jest kim?!”). 

Zdecydowanie polecam grę wszystkim, którzy w towarzystwie chcą zagrać w coś ciekawszego niż remik czy zwyczajna, nudna Mafia. Minusem może być niezbyt imponujący wygląd kart oraz fakt, że do gry potrzeba minimum pięciu graczy. Mimo wszystko osoby, które zdecydują się zakupić The Resistace: Agenci Molocha, na wycieczki i spotkania towarzyskie często zabierać będą małe, niepozorne pudełko kart...

Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Portal

Autor: Dagmara


12 września 2012

Scooby Doo! Mystery Incorporated: powrót detektywów

Każdy z nas miał w dzieciństwie jakieś wzorce i bohaterów. Większość osób lubi też powracać myślami do przeszłości, czasów beztroski i dzieciństwa. Niemal wszyscy potrafimy wciąż przywołać w pamięci książki, bajki, zabawy, będące naszymi ulubionymi, a które wciąż przywołują w sercu znajome ciepło oraz uśmieszek na twarzy. Psychikę kształtuje wszystko to co nas otacza, to co widzimy i odbieramy naszymi zmysłami, to z kim się zadajemy i to co obejrzymy lub przeczytamy. 

Dla mnie jednym z pierwszych bodźców, który pchnął mnie w odmęty niezwykłego i magicznego świata fantastyki był film animowany, wydawało by się zwykła kreskówka produkcji studia Hanna-Barbera, zatytułowana Scooby Doo (oraz późniejsze kontynuacje Scooby Doo gdzie jesteś?, Nowy Scooby Doo itd.).

Świat bohaterów tej kreskówki pełen jest tajemnic, zagadek i potworów, nie przypuszczałem nawet, że kiedyś dzięki grom oraz książkom sam odwiedzę podobne rzeczywistości. Moje dziecięce zamiłowanie do Scoobiego powróciło z nową siłą, gdy zainteresowałem się grami fabularnymi. Pamiętam, że jako początkujący gracz oraz mistrz gry zastanawiałem się w jaki sposób wykorzystać scenariusze z tej bajki do tworzenia przygód w Zew Cthulhu. 

Pomysł ten okazał się całkiem udany i zaowocował kilkoma ciekawymi sesjami. Scooby Doo idealnie pasuje do Lovecraftowskiego universum, przecież bohaterem tej kreskówki jest grupa poszukiwaczy przygód/tajemnic, która rozwiązuje zagadki inspirowane dawnymi legendami i walczy z potworami, to wszystko podane w formie możliwej do przetworzenia przez młodego odbiorcę (humor, bohaterowie nastolatki, fałszywe potwory).

Od czasu premiery pierwszego serialu dotyczącego Scoobiego wiele się zmieniło. Obecnie prawie każdy, w mniejszym lub większym stopniu, kojarzy całą paczkę bohaterów rozwiązujących zagadki i łapiących przestępców przebierających się za monstra. Jednak dla wielu naszych ideałów z czasów młodości ani czas ani współczesna kultura popularna nie były łaskawe. Liczne przeróbki i kontynuacje najczęściej pogarszały ulubione tytuły w oczach oddanych fanów, niestety tak było momentami również ze Scooby Doo.

Rozmaici twórcy, z mniejszymi lub większymi sukcesami, eksperymentowali z formą serialu, wprowadzali nowe postacie, lub mieszali światy. Gadająca psina doczekała się partnera w postaci siostrzeńca Scrappy Doo, współpracującego z pozostałymi bohaterami. To jednak nie wszystko gdyż Scooby i reszta paczki tymczasowo łączyli siły z przeróżnymi sportowcami, muzykami, wieloma bohaterami innych bajek. Sprawy nie polepszyły filmy fabularne z 2002 i 2004 roku (na szczęście zrobiono tylko te dwa), które w moich oczach zupełnie nie nadawały się do oglądania.

Powstały odrębne seriale animowane, skupiające się na przykład na postaciach samego Scoobiego i Shaggiego, cofnięto nawet bohaterów do czasów dzieciństwa, moim zdaniem były to kolejne niewypały. Na szczęście sytuacja prezentowała się nieco odrębnie w przypadku pełnometrażowych produkcji animowanych o naszych młodych detektywach. Wiele z tych tytułów stało na dość wysokim poziomie, wprowadzając jednocześnie pewnie novum do utartej już konwencji, prawdziwe potwory. Po raz pierwszy pojawiły się wampiry, wiedzmy, kosmici, którzy nie byli zwykłymi przebierańcami. 

Był to ciekawy zabieg, jednak nie wszystkim chyba do końca odpowiadał (mnie się podobało, jednak mając pewnie na względzie dzieci zrezygnowano z takiego podejścia). Nie należy się jednak załamywać, gdyż po licznych błędach, próbach, porażkach i sukcesach pojawił się wreszcie nowy serial wart uwagi, Scooby Doo! Mystery Incorporated (znany w Polsce jako Scooby Doo i brygada detektywów).

Tytuł ten wprowadził duży powiew świeżości, zachowując jednak pewne utarte i lubiane kanony serii. Cała drużyna bohaterów (w której skład wchodzą Fred Jones, Daphne Blake, Velma Dinkley, Kudłaty/Shaggy Rogers oraz oczywiście mówiący pies Scooby Doo) ponowienie stanęła do walki z zagadkami, przebieranymi monstrami, będącymi w rzeczywistości różnej maści oszustami i przestępcami. Wprowadzono także wiele nowości. 

Określono dokładnie miejsce akcji, jest to rodzinne miasteczko wszystkich bohaterów Crystal Cove, które szczyci się mianem najbardziej nawiedzonego miejsca na ziemi. Dowiadujemy się również, że to właśnie w tej okolicy miały dziać się dawne przygody Scoobiego. Upamiętniać te zdarzenia ma miejscowe muzeum potworów, gdzie na wystawach można znaleźć stroje większości straszydeł z klasycznej serii Scoobiego.

Wprowadzono też, lub też rozwinięto, wątek miłosny. Zapewne jest to ukłon w stronę młodzieży, na szczęście daleko temu do głupawych licealnych romansów, poza tym faktycznie trudno było uwierzyć, że w takiej mieszanej grupce nigdy nic się nie działo :). Związek (jeśli można go tak nazwać) Daphne z Fredem jest od dawna dość oczywisty, ona jest zakochana w nim, a on kocha pułapki, i ją chyyyyba też, jak w pobliżu nie ma pułapek. 

Pewnym zaskoczeniem może być jednak uczucie rodzące się pomiędzy Velmą a Kudłatym, ze Scoobim pośrodku, w przypadku tak oryginalnego trójkąta można się domyślić, że będzie wesoło. Na szczęście wszystko to potraktowane jest z dużym przymrużeniem oka, nie musimy wiec obawiać się drugiego Zmierzchu (którego parodia jednak kilkukrotnie się pojawia).

Poznajemy wreszcie rodziców bohaterów oraz innych ich znajomych. To, co z początku wydaje się kontynuacją starej tradycji Scoobiego, czyli rozwiązywanie zagadek i łapanie przebierańców, szybko okazuje się jednak czymś więcej. Scenarzyści wiedząc, że współczesny odbiorca jest bardziej wymagający, stworzyli scenariusz pełen zwrotów i intryg. Okazuje się, że z pozoru nie związane ze sobą sprawy łączą się w jeden obraz wielkiego spisku dotyczącego tajemniczego skarbu, którego historia sięga setki lat wstecz.

Tym razem w serialu spodziewać się możemy większej dawki akcji (i mroku, zobaczcie na screen po lewej, creepy), większej ilości faktów na temat bohaterów, nowych niebezpiecznych przeciwników, a nawet zdrady i miłosnych zawodów (bleee). Pojawiają się też ciekawe postacie drugoplanowe, na przykład Mister E (z czasem odgrywający coraz większą rolę w intrydze, postać chaotyczna, raz pomaga innym razem szkodzi), didżejka oraz redaktorka miejscowego radia, burmistrz oraz uparty i irytujący szeryf Bronson (jedna z zabawniejszych postaci). Co jakiś czas epizodycznie pojawiają się także rodzice głównych bohaterów (w przypadku Freda, nabiera to większego znaczenia w drugiej serii).

Fabuła rozwija się w sposób intrygujący, a pierwszy sezon kończy się dość dramatycznie (dość powiedzieć, że Kudłaty kończy w akademii wojskowej), z kolei sezon drugi przybiera nieco inny ton. Z pomiędzy tajemnic i historii Crystal Cove zaczyna wyłaniać się obraz czegoś większego i bardzo starego. Wśród tajemnic lawirują motywy znane większości miłośnikom grozy i fantastyki, jest to olbrzymi plus tej produkcji. Scooby Doo! Mystery Incorporated to prawdziwa skarbnica nawiązań do kultury popularnej. Znajdziecie odniesienia do pamiętnych bajek Hanna-Barbery i nie tylko, pojawią się między innymi dr Quest, czy Blue Falcon wraz ze swym psim towarzyszem (genialny odcinek), będą nawiązania do Kapitana Planety i planetarian oraz do Archiwum X oraz wielu innych.

Dowiemy się, że we wstydliwych mrokach młodzieńczej przeszłości Kudłatego oraz szeryfa Bronsona kryją się liczne sesje w D&D, pojawiają się odcinki będące pastiszami oraz parodiami między innymi Zmierzchu, ale też różnorakich klasycznych horrorów. To jednak nie wszystko, w Crystal Cove mieszka nawet sam Samotnik, Lovecraft (pod nieco zmienionym nazwiskiem Hatecraft). Pracuje on w szkole i pisze horrory o straszliwych mackowatych stworach z innych światów (jedna z tych bestii staje nawet na drodze bohaterom), dodatkowo bolączką pisarza jest to, że jego twórczość nie może rywalizować popularnością z książkami o nastoletnich wampirach… A nad tym wszystkim złowrogo zawisło widmo Nibiru (tego się nie spodziewałem).

Pomimo tych wszystkich zmian i nowych motywów, moim zdaniem Scooby Doo! Mystery Incorporated jest najbliższe swemu klasycznemu pierwowzorowi. Twórcy potrafili oddać klimat i nastrój najstarszych serii, zrezygnowali też z wielu zbędnych, wprowadzonych na siłę modyfikacji, powracając na przykład od klasycznych strojów noszonych przez młodych detektywów. Większość odcinków utrzymuje również od dawna znany i sprawdzony schemat scenariusza Scoobiego (pojawienie się potwora – przybycie bohaterów – zbieranie poszlak przerywane ucieczkami i straszeniem przez monstra – pułapka – demaskowanie złoczyńcy), przy tym wszystkim zachowano też oryginalny komizm serii.

Odniesienia do współczesnej kultury popularnej, filmów, książek, gier w niczym nie przeszkadzają i nie zaburzają za bardzo konstrukcji serialu. Podobnie eksploracja przeszłości wraz z pojawianie m się znanych z dzieciństwa bohaterów powoduje tylko uśmiech na twarzy, a nie grymas irytacji. Szczerze polecam ten serial animowany wszystkim, młodym i starszym (jeśli to tylko możliwe, radzę oglądać w oryginalnej wersji językowej), każdy znajdzie coś dla siebie, tak wiem, że to slogan, ale w tym przypadku wierzę, że jest prawdziwy.

Autor: M.K.

Jeśli podobał ci się tekst, kliknij "Lubię to" na stronie głównej, albo na Facebookowym profilu Sthenno,  lub podziel się wrażeniami w komentarzu. Wasze wsparcie daje nam motywację i pomaga w dalszym rozwoju serwisu Sthenno

Poniżej jeszcze kilka grafik i ciekawe linki.





Ciekawe linki:

6 września 2012

Scibor Monstrous Miniatures - SF ENG/PL

Some time ago, we reviewed few of the products offered by Scibor Monstrous Miniatures. Last time we had a small amount of accessories available, but now, thanks to courtesy of Mr. Scibor, we could inspect far more miniatures. Today we will present another bit of information about Scibor Miniatures company, but most importantly we will review selection of the figures representing the unique and special characters units from 28mm SF Miniatures section.

I managed to hold a short conversation with the owner and founder of the company, Mr. Scibor Teleszyński, who shared informations about his company. I have to say it came as a surprise, because most shops or companies representatives and publishers (not to mention owner and a director) don’t have time for such things and don’t care about web sites reviews (sometimes they don’t care about customers opinions).

To my surprise, it turned out that almost all designs of products from an online store were singlehandedly created by Mr. Teleszyński! (respect). The only except of that rule are some accessories from Conversion Parts section. Second positive are few small tutorials and presentations of projects which are still in progress. In that way, customers and fans can feel more integrated in the creation process. I have to admit you have to have tremendous talent and discipline to regularly create so many models (maybe in this instance better word will be sculptures than models or miniatures).


On the web you can find many galleries with complexly painted figures from Scibor Monstrous Miniatures. Photographs of some of those painted miniatures appear in the Scibor web shop or on the official company Facebook. A large part of these figures is supposedly painted by Polish artists. Truth is that Poland has a lot of very talented miniature painters and sculptors but at the same time, this form of art is almost completely unsupported in Poland. I recommend a look at THIS gallery (actually that one not Polish), you can see there some really good works (including one of the Scibor’s Mech Suits.


But let’s go back to the figures. As I mentioned earlier, today we will be taking a closer look on some miniatures from Scibor 28mm SF Miniatures section. This time we focus on more unique models - figures that can be called heroes and leaders. There is quite a lot of them, and unfortunately I cannot describe all, but I hope either way I will satisfy your curiosity. Let's start with the most characteristic of all.

As I mentioned in the previous article, many products from Scibor Monstrous Miniatures suggests some association with the world of Warhammer 40,000. They can be effectively used as a replacement for some characters, and even representations of the officially non-existent product – Primarchs (if not for the game then for the collection). These similarities between Scibor Miniatures and Warhammer are not too large, as everyone knows Games Workshop’s licensing policy (reminds me a bit of Apple current behavior). On the other hand, I really appreciated that Scibor Monstrous Miniatures create patterns of their own, unique, and not just blindly copying existing motifs.


Perhaps the most recognizable of the company's products is Archangel. I think it's the best option on the market to create a decent image of Sanguinus (personally I would want to see something more in THIS style, but Scibor figure is close, especially with wings).

The first thing that strikes us when watching Archangel are its wings. Well done wings, not thin brittle feathers, but high and quite massive. Those wings are large and hero is in a specific way surrounded by them and seams small in comparison (it is really not small at all). Hero dimensions are 45 mm in height and 40 mm in width but wings are 75 mm height and the about 65 mm in the widest span - that’s a lot.

In addition to wings this model is clearly characterized by long hair and soft facial features, matching its angelic form. Armor is not too massive (its even slim comparing to other miniatures) and it is well decorated, coat flowing down the back is a good armor finish. The hero hold in one hand a large sword and in the other, outstretched in front of him, demon’s head. My one complain is that bigger and more expensive figures could be sold with a choice of some additional features or weapons, so I could swap for example hand with head for a shield or pistol or a second sword etc.


Somewhat similar to the miniature I had described above is the Angel of Death, which in turn brings to mind Warhammer’s Mortarion, Primarch of the Death Guard Legion. That one and the previous model are somewhat similar because of the wings, but the ones on the Angel of Death are even greater (almost 80 mm by 80 mm), hero is also higher and much more massive. The wings look like Archangel, but are bigger and are decorated with blasphemous symbols/accessories, for example in the form of skulls on a chain. Wings support itself looks like made of bone.

The figure is quite massive, the whole armor is decorated with symbols that reminiscent Chaos. Armor is cracked in places and seemingly made of bone or stone. Under armor, chainmail fragments are visible. One of the most unusual characteristics of Angel of Death is a strange (and disgusting) tube coming out of mouth and disappearing in the middle of the breastplate. It’s a curious motive, but some people may prefer to have an option to remove it. His head is covered by hood, beneath which lurks distorted humanlike face. It is worth noting that the Angel of Death is armed with a huge scythe, and shoulder armor are really well done, and taking a form of angry or weird faces. With minimal effort, you can easily change this miniature into Mortarion.

Since we are already at the "dark side", we should pay attention to two other figures, Chaos Master and Chaos SF Warrior, which, despite the fact that both represent the forces of evil (Chaos), differ dramatically. First can be described as "block" that is not a flaw, but a truly original and daring design. The entire back and shoulders look like a square block of stone with protruding rivets. Head with a few small horns is placed quite low, giving impression of protruding from stone. This effect make Master to Chaos resemble a Terminator or Dreadnought. Model is large and, therefore, has big, badass blunt weapon (sort of mace). Wicked base complete this miniature in more way than one, base is covered with diabolical runes and human heads are protruding from it.

Where Chaos Master is large and massive, Chaos Warrior seems to be agile and cunning. Perfectly sculpted hair and features give it a devious look, it appearance reminded me a psychopathic killer crossed with a pirate. His armor is less massive and ornamented. In his right hand he holds a gun, which barrel is decorated with the mouth of the beast. In the other hand miniature is holding a scythe/machete like blade, its handle and sheath are made of some sort of demonic skull.

Roman General is a great leader for reviewed previously futuristic Roman legionnaires (which may serve as Adeptus custodes). It seems to be not only a leader, but heavy weapon specialist. On back of his armor there is mounted an extra generator or ammo feeder. His ornate armor and coat is a bit like the Knights Templar, but the most interesting are its arms and shoulders. Below the big gauntlets there are two heavy armor, guns / machine guns with extended, thick belts of ammunition, the visual effect is really good.

Eagle Knight also seems to be inspired by the Roman culture, this is a figure that intrigued me, mainly because of the unusual equipment. Model differs slightly from the others, its more natural, common, in terms of facial features, more human, looking at him, you have immediately associations with the characters from Gears of War. His armor is neat and simple, without excessive ornamentation, but the most interesting thing is large, one-handed chainsword, which could be useful at Warhammer 40k either as two handed weapon for space marine or damn big one handed for some hero in terminator armor.


Grail Knight SF Jetpack is somewhat “simpler” (it lacks ornaments) than other miniatures. His armor is relatively simple and in the middle of the breastplate decorated only with a small grail and on the knees with symbol of blood drop (in the overall Grail Knight feel a bit like the Sanguinary Guard). What makes this figure unique is its Jetpack (somewhat reminiscent of the Pre-Heresy technology). Other important thing about that model is it base. This time, instead of a piece of land or stone ruins we got a sculpture (a bust), almost the same height as Grail Knight itself.

Among our purchases were also two Egyptian miniatures, Egyptian SF Warrior (unfortunately there are only two Egyptian design in shop, a shame, because I like Egyptian motive the most). The first model is a bit like a commander or a veteran. Its armor is very ornamental, it does not have a helmet, but boldly reveals its head. What I like most is that it is armed with two Egyptian swords, one in each hand.


The second Egyptian Warrior is a bit like those known from Star Gate universe. Armor is interesting and decorated with scarabs and a variety of other Egyptian symbols, miniature is also equipped with robe. Most striking is the head or rather helmet in the shape of a bird head, clearly inspired by Egyptian art (and probably Star Gate). I would arm it with different weapons (he uses a kind of halberd), but to me it is still one of the most interesting. I regret that there’s so few other Egyptian patterns in Scibor’s shop now.

Among the warriors inspired by Celtic art we will find many potential heroes for Space Wolves, and best example of it is probably Celtic SF Lord, which I think fits the role of Chapter Master. It is a miniature that makes a powerful impression, it is set in a dynamic battle pose (look at me and know that I’m dangerous). Celtic SF Lord is clad in very ornamental armor, there are also elements of fur and chain mail in it. At a back we can see coat blown by the wind.


Mr. Scibor carved a long and thick beard, and an older face experienced with life, which gives that miniature some real character. Celtic Lord is armed with a long sword covered with runes and runic gun, unfortunately (if I were to be picky) the gun is oddly flat. This weapon seems to be "flat" and “two dimensional” in comparison to other rifles and pistols from Scibor Monstrous Miniatures.

As you can see Scibor Miniatures products are really from the top shelf. As I mentioned in the previous review, the resin is very good and hard, casts are not damaged or distorted, and the designs are original and interesting to potential buyers (collectors and gamers). I could only draw more attention to two things. The first is already mentioned additional equipment option to the larger (and more expensive) miniatures, so that they can be glued on in more than one version of the weapon or pose.


The second issue is the size. It would be great if there were more accessories and weapons to fit the size standards battle games. In this way, you could create your own legion. I think many people would benefit from this opportunity. Unfortunately, partly of my fault, I forgot to order miniatures of the Knights Templar and the Lion Knights, but I hope that I will soon fix this error. At the end I recommend you to peep on this site. This is the Grey Knights Army exhibition, which features Knights Templar from Scibor Monstrous Miniatures.



Jakiś czas temu w naszym serwisie pojawiła się recenzja niektórych produktów oferowanych przez firmę Scibor Monstrous Miniatures. Poprzednim razem mieliśmy do dyspozycji niewielką ilość akcesoriów, teraz jednak, dzięki uprzejmości właściciela tej firmy, udało nam się przyjrzeć większej ilości figurek. Dzisiaj przybliżymy kolejną garść informacji na temat firmy Scibor Miniatures oraz przede wszystkim część z figurek reprezentujących bohaterów unikalnych i jednostki specjalne z działu 28mm SF Miniatures. 

Udało mi się przeprowadzić krótką rozmowę z właścicielem i założycielem firmy, Panem Ściborem Teleszyńskim, który podzielił się częścią informacji dotyczących jego firmy. Zaliczyć to muszę na duży plus, gdyż najczęściej przedstawiciele sklepów, wydawnictw oraz firm (nie mówiąc już o ich dyrektorach, czy właścicielach) nie mają czasu na takie rzeczy i nie przejmują się specjalnie serwisami recenzenckimi (czasem też opinią klientów). 

Roman Legionary i Roman Veteran
Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że praktycznie wszystkie wzory produktów ze sklepu internetowego są autorstwa Pana Teleszyńskiego, wyjątkiem jest niewielka część akcesoriów z działu Conversion Parts. Na stronie firmowej można zresztą zapoznać się z kilkoma małymi tutorialami oraz przedstawieniem projektów będących jeszcze w toku. Trzeba mieć talent i olbrzymią dyscyplinę by regularnie tworzyć taką ilość modeli. 

Na sieci można znaleźć sporo galerii ze złożonymi i pomalowanymi figurkami firmy Scibor Monstrous Miniatures. Fotografie niektórych z nich pojawiają się na stronie sklepu lub na oficjalnym koncie na Facebooku. Spora część z tych figurek jest ponoć malowana przez polskich artystów, Pan Teleszyński uważa zresztą, że polska ma najzdolniejszych malarzy miniatur na świecie i jednocześnie ta forma sztuki jest w Polsce praktycznie zupełnie niedoceniana (racja). Polecam zerknąć na galerię, nie jest w prawdzie polska, ale można zobaczyć tam kilka naprawdę dobrych prac (między innymi jednego z dostępnych w sklepie mechów), warta obejrzenia.

Roman Pretorian Guard
 Wróćmy jednak do figurek, które mam opisać. Jak wspomniałem dzisiaj pod lupą znalazły się wybrane miniatury z działu 28mm SF Miniatures. Tym razem skupiliśmy się na wzorach bardziej unikatowych figurkach, które można nazwać bohaterami i dowódcami, jest ich całkiem sporo i niestety wszystkich nie dam rady tutaj opisać, mam jednak nadzieję, że zaspokoją waszą ciekawość. Zacznijmy od tych najbardziej charakterystycznych. 

Jak wspomniałem już w poprzednim artykule, wiele figurek Scibor Monstrous Miniatures nasuwa pewne skojarzenia ze światem Warhammera 40.000. Dzięki temu, mogą one być skutecznie używane, jako zamienniki niektórych bohaterów, a nawet reprezentacje oficjalnie nieistniejących produktów (wtedy stanowią gratkę głównie dla kolekcjonerów). Podobieństwa te nie są jednak zbyt duże, gdyż każdy zna politykę dojenia i zaskarżania stosowaną przez Games Workshop (przypominają mi w tym trochę Apple). Z drugiej strony należy docenić, że Scibor Monstrous Miniatures tworzy wzory własne, unikalne, a nie tylko ślepo naśladujące istniejące już motywy.

Archangel
Chyba najbardziej rozpoznawalną miniaturą tej firmy jest Archangel. Moim zdaniem to najlepsza na rynku opcja na stworzenie porządnego wizerunku Sanguinusa (osobiście chciałbym kiedyś zobaczyć coś bardziej w TYM stylu, ale figurka ze Scibora, jest dość blisko, zwłaszcza ze skrzydłami). 

Pierwsza rzecz, jaka uderza przy oglądaniu Archangela, to jego skrzydła. Świetnie wykonane, nie jakieś cieniutkie łamliwe piórka, ale wysokie i dość masywne. Skrzydła są duże i w specyficzny sposób okalają, czy też rozświetlają nieco małą przy nich figurkę (która tak naprawdę wcale małą nie jest). Wymiary postaci to ok 45mm wysokości i 40mm szerokości (rozłożone ręce), natomiast skrzydła mają wysokość 75mm i rozpiętość w najszerszym miejscu ok 65mm, sporo. 

Poza skrzydłami wyraźnie odznaczają się długie włosy i łagodne rysy twarzy, pasujące do takiej anielskiej postaci. Pancerz nie jest zbyt duży i dobrze, za to pęknie zdobiony, pasuje do niego spływający z pleców płaszcz. Bohater w jednej ręce trzyma duży miecz, a w drugiej, wyciągniętej przed siebie, obciętą głowę demona. Tutaj jedna moja uwaga, wydaje mi się, że takie większe i droższe figurki mogłyby być tworzone z możliwością wyboru jakiejś dodatkowej opcji uzbrojenia lub pozy, np. inna ręka, druga broń itp. Jak dla mnie głowę można by zastąpić tarczą, pistoletem, albo jakimś artefaktem.

Angel of Death
Nieco podobna do opisywanej wyżej jest figurka Angel of Death, która z kolei przywodzi na myśl warhammerowego Mortariona, Patriarchę legionu Gwardii Śmierci. Ten i poprzedni wzór są nieco podobne z powodu skrzydeł, jednak te tutaj są jeszcze większe, mają praktycznie 80mm na 80mm, sama postać również jest większa. Skrzydła wyglądają podobnie jak Archangela, jednak poza tym, że mają większe wymiary to ozdobione są bluźnierczymi dodatkami w postaci czaszek na łańcuchu a same podpory skrzydeł wyglądają jak zrobione z kości. 

Sama postać jest dość masywna (taki nieco „blok”), cały pancerz ozdobiono znakami kojarzącymi się z Chaosem. Zbroja jest miejscami popękana i wykonana jakby z kości lub kamienia. Pod pancerzem widoczne są fragmenty kolczugi. Charakterystyczna jest dziwna ( i obrzydliwa) tuba wychodząca z ust figurki i znikająca na środku napierśnika. Mnie podoba się ten motyw, jednak niektóre osoby z redakcji wolałyby, żeby istniała opcja odłączenia tego elementu. Głowę okryto kapturem, spod którego wyziera zniekształcona twarz. Warto dodać, że Angel of Death uzbrojony jest w olbrzymią kosę, a potężne naramienniki to świetnie zrobione obrzydliwe głowy. Przy minimalnym nakładzie pracy można spokojnie zrobić z niego Mortariona. 

Chaos Master
Skoro jesteśmy już przy „ciemnej stronie mocy” warto zwrócić uwagę na dwie inne figurki, Chaos Master oraz Chaos SF Warrior, które pomimo tego, że obydwie reprezentują siły zła, różnią się od siebie diametralnie. Pierwszą z nich możemy zdecydowanie określić mianem „kloca”, nie jest to wada, lecz naprawdę oryginalny i odważny design. Całe plecy i barki postaci wyglądają niczym kwadratowy blok kamienia ze sterczącymi nitami. Głowa z kilkoma małymi rogami umieszczona jest dość nisko, sprawiając wrażenie wystającej z kamienia. Ten efekt upodabnia nieco figurkę Chaos Master’a do terminatora albo dreadnoughta. Model jest duży i w związku z tym posiada odpowiednio wielką broń obuchową. Całości dopełnia diaboliczna podstawka z runami oraz wystającymi z ziemi ludzkimi głowami. 

Tam gdzie Chaos Master jest duży i masywny, tam Chaos Warrior wydaje się zwinny i przebiegły. Świetnie wyrzeźbione włosy i rysy twarzy nadają tej postaci coś diabolicznego, wygląd typowy dla jakiegoś growego, lub filmowego, psychopatycznego mordercy, skrzyżowanego z piratem. Jego zbroja jest mniej masywna, uwagę za to zwraca zbrojenie. W prawej ręce trzyma on pistolet, którego lufę ozdobiono paszczą bestii, w drugiej natomiast trzyma on ostrze przypominające kordelas, tylko uchwyt i osłona wykonane są z jakiejś demonicznej czaszki.

Rzymski Generał (Roman General), to świetny dowódca do opisywanych poprzednim razem futurystycznych rzymskich legionistów (mogących służyć za Adeptus Custodes). Wydaje się on być nie tylko przywódcą, ale i specjalistą od cięższej broni. Na plecach, na swym potężnym pancerzu, zamontowany ma dodatkowy generator lub podajnik amunicji a nad głową umieszczoną ma turbinę. Jego zbroja i okrywająca ją częściowo szata przypomina nieco templariuszy, cały pancerz jest bogato zdobiony, najciekawsze są jednak ręce i naramienniki. Poniżej wielkich rąk znajdują się sprzężone z pancerzem dwa ciężkie pistolety/karabiny maszynowe z wystającymi, grubymi taśmami z amunicją, efekt jest naprawdę niezły. 

Roman General
Inspirowany kulturą rzymską wydaje się również Eagle Knight, figurka, która zaciekawiła mnie głównie ze względu na wyposażenie. Model odróżnia się nieco od pozostałych, jest… zwyczajniejszy, pod względem rysów twarzy, bardziej ludzki, patrząc na niego nie masz natychmiast skojarzeń z bohaterami Gears of War. Jego pancerz jest schludny i prosty, bez nadmiaru ozdób, najbardziej jednak rzuca się w oczy duży, jednoręczny miecz łańcuchowy, coś takiej wielkości przydałoby się w Warhammerze.

Nieco prościej wykonany jest Graal SF Knight Jetpack. Jego pancerz jest stosunkowo prosty, zdobiony na środku napierśnika niewielkim kielichem, graalem i na kolanach symbolem kropli krwi (w całościowym odczuciu nieco podobny do Sanguinary Guard). Tym, co wyróżnia tą figurkę to Jetpack (przypominający nieco te z Pre-Heresy) oraz podstawka. Tym razem zamiast kawałka terenu czy ruin dostajemy kamienne popiersie, rzeźbę praktycznie tej samej wysokości, co sama figurka. 
Graal SF Knight Jetpack
Wśród naszych zakupów znalazły się również dwie egipskie figurki Egyptian SF Warrior (niestety wzorów egipskich jest obecnie bardzo niewiele, a szkoda, bo podobają mi się najbardziej). Pierwszy wzór przypomina nieco jakiegoś dowódcę, weterana. Zbroja jest bardzo ornamentacyjna, nie posiada on hełmu, lecz śmiało odsłania głowę. Najbardziej podoba mi się to, że uzbrojony jest w dwa egipskie miecze, po jednym w każdej ręce. 

Drugi z wojowników przypomina trochę postacie znane z Gwiezdnych wrót. Poza niezwykle ciekawym pancerzem ozdobionym szatami, skarabeuszami oraz przeróżnymi innymi egipskimi symbolami, uwagę zwraca głowa figurki, przedstawiona, jako hełm w kształcie łba ptaka, wyraźnie inspirowany sztuką egipską (i chyba Gwiezdnymi wrotami). Ja uzbroiłbym go nieco inaczej, jednak i tak jest to jedna z najciekawszych dla mnie figurek. Żałuję nieco, że tak mało jest wzorów egipskich.

Wśród wojowników inspirowanych sztuką celtycką znajdziemy za to wielu potencjalnych bohaterów do Kosmicznych Wilków, najlepszym z nich jest chyba Celtic SF Lord, który moim zdaniem idealnie pasuje na mistrza zakonu. Jest to potężna figurka, jednak ustawiona w dynamicznej, bitewnej pozie, mówiącej patrz na mnie i wiedź, że jestem groźny. Odziany w zbroję bardzo ornamentacyjną, do tego pojawiają się też elementy futra i kolczugi, z tyłu natomiast wyłania się rozwiewany wiatrem płaszcz. 
Celtic SF Lord
Autor wyrzeźbił długą i gęstą brodę oraz starszą, doświadczoną życiem twarz, co nadaje miniaturze charakteru. Celtic Lord uzbrojony jest w długi, pokryty runami miecz, oraz runiczny pistolet, niestety jeśli miałbym się do czegoś przyczepić (bo to też jedna z lepszych figurek), to właśnie do pistoletu, dziwnie płaski. Broń ta wydaje się „chuda” i „spłaszczona” na tle innych karabinów i pistoletów ze Scibor Monstrous Miniatures.

Jak widać produkty Scibor Miniatures stoją na wysokim poziomie. Jak wspominałem już we wcześniejszym tekście, żywica jest bardzo dobra i twarda, odlewy nie są uszkadzane, czy zniekształcone, a wzory są oryginalne oraz ciekawe dla potencjalnych nabywców. Tym razem zdarzyło mi się zaobserwować nieco większe nadlewki, ale nie było to nic, z czym nie dałoby się poradzić. Mógłbym zwrócić jedynie większą uwagę na dwie sprawy. Pierwsza, to wspomniane już dołączenie „opcji” do większych figurek tak, aby można było je skleić na więcej niż jedną wersję broni lub postawy. 

 

Druga sprawa to wielkość. Byłoby super, gdyby pojawiły się akcesoria i bronie bardziej pasujące wielkością do standardów gier bitewnych. Dzięki temu, można by utworzyć na przykład własny legion (wystarczy trochę naramienników oraz ozdóbek i tyle), sądzę, że wiele osób skorzystałoby z tej możliwości. Niestety, częściowo z mojej winy, nie udało mi się jeszcze przyjrzeć figurkom Templariuszy oraz Lwich Rycerzy, mam jednak nadzieję, że już niebawem naprawię ten błąd. Polecam zerknięcie na tą stronę. Jest to wystawa armii Grey Knights, w której wykorzystano między innymi oddział Templariuszy ze Scibor Monstrous Miniatures.