28 lutego 2013

Horror w wersji J. II - Filmy




Historia japońskiego filmu jest dość interesująca. Sięga roku 1896, kiedy do Japonii został wprowadzony kinematograf. Film stał się podrodzajem teatru, bo pierwsze dzieła były ekranizacjami słynnych dramatów i kierowały się ich regułami. W filmach nie występowały kobiety — zastępowali je mężczyźni szkoleni w rolach kobiecych — onnagata lub oyama. Film przejął również tradycję aktora narratora — benshi, który opowiada fabułę, przedstawia aktorów i komentuje. 

W 1923 roku japoński przemysł filmowy przeżył wstrząs. Bardzo dosłownie — jedno z największych trzęsień ziemi w Tokio i Yokohamie zniszczyło niemal całe materialne zaplecze przemysłu filmowego w Japonii: hale produkcyjne, sprzęt i nagrane taśmy. To w pewien sposób przyczyniło się do zmiany nastawienia wobec filmu. Zaczęto ekranizować nie tylko sztuki teatralne, ale również opowiadania i wymyślone historie.


Od początku film związany był z horrorem, bo wiele dramatów teatralnych było opowieściami grozy. Kluczowymi dla filmowego horroru były dwa dzieła literackie — Ugetsu Monogatari (pióra Ueda Akinari), zbiór starych japońskich i chińskich opowieści ludowych, oraz Yotsua Kaidan (Tsuruya Nanboku) opowiadająca o zemście ducha Oiwa, która została zamordowana przez swojego męża. Historia została po raz pierwszy sfilmowana w 1912 roku i do czasów II wojny światowej doczekała się aż osiemnastu interpretacji filmowych. 


To stąd wywodzi się kobiecy duch zemsty w białym stroju z twarzą zasłoniętą włosami. Oiwa zasłaniała twarz zniekształconą przez truciznę, a biel wzięła się z białego pogrzebowego kimono. Oprócz filmów, historia ma też wersje komiksowe i animowane. Duże znaczenie dla rozwoju japońskiej grozy miał też Kaidan (Kwaidan) autorstwa Lafcadio Hearna, który zbierał i spisywał japońskie tradycyjne opowieści. Kaidan również został wielokrotnie sfilmowany, przerobiony na mangę i wyświetlony jako anime.

Mniej więcej w latach 60. ukształtował się zakres tematyki japońskich horrorów. Najprościej można podzielić horrory na te, w których występują duchy, oraz te z potworami, w tym wielkimi jaszczurami z Godzillą na czele. Oczywiście dla wielu osób oglądanie starych filmów grozy jest rzeczą niestrawną i wywołującą co najwyżej napady niepohamowanego śmiechu. Jednak warto tu przywołać kilka starych japońskich filmów, bo choć może już faktycznie nie straszą, to mają w sobie to COŚ i są źródłem inspiracji dla filmów współczesnych, o których już i tak dość napisano.


W 1960 roku premierę miał film Jigoku w reżyserii Nakagawa Nobuo, pokazujący w dość obrazowy sposób kary piekielne. Historia jest ciekawie skonstruowana. Rzeczywistość przeplata się z obrazami piekła, stopniowo odsłaniając powiązania między poszczególnymi postaciami i ich przewinienia. Sędzią, ale też detektywem, odkrywającym zbrodnie z przeszłości, jest Tamura, który na koniec filmu okazuje się być wysłannikiem piekieł, shinigami (bóg śmierci). 

Pojawia się kilka motywów, które zostaną wykorzystane w późniejszej filmografii, na przykład pozbywanie się dziecka przez matkę i przekazywanie go pod opiekę Buddzie. Dziecko nawiedza swoich rodziców, a to przecież pierwowzór późniejszych horrorów z duchami dzieci w rolach głównych. Pojawia się też scena przeprawiania się dusz zmarłych na „drugi brzeg”, która, w niemal identyczny sposób, jest przedstawiona w grze Project Zero III i podobnie w anime Jigoku Shōjo.
  

Również z 1960 roku pochodzi świetny film The Ghost Cat of Otama Pond (Kaibyo Otamagaike) w reżyserii Ishikawa Yoshihiro. Kaibo to koci demon, który może zmieniać się w człowieka, zazwyczaj po jego śmierci. Kot z filmu jest mścicielem. Jego ukochany właściciel został zamordowany. Mordercy usiłowali też uprowadzić jego córkę, która popełniła samobójstwo, oraz zabili mieszkającą w tym samym domu babcię. Kot zaczyna prześladować morderców, przyjmując postać zamordowanych, i w końcu doprowadza do śmierci złoczyńców. Tę historię opowiada dwójce młodych ludzi — Tadahiko i Keiko, którzy zabłądzili przy stawie Otama, mnich. Kobieta zostaje opętana przez kociego ducha i później poddana egzorcyzmom. Okazuje się ona być spokrewniona z rodziną morderców, jej narzeczony jest natomiast spokrewniony z rodziną ofiar. Duch kota zostaje ułagodzony nie tylko dzięki egzorcyzmom. Para wraz z mnichem szuka szczątków kota, a po ich znalezieniu urządza mu pochówek i buduje grób.

W 1964 roku sfilmowany został Kwaidan w reżyserii Kobayashi Masaki i rok później został nominowany do Oskara. Składa się z czterech niezależnych od siebie opowieści, które opierają się na starych legendach. Najciekawszą jest chyba opowieść Hoichi the Earless, która przedstawia historię niewidomego mnicha. Zaczyna się ona retrospekcją sprzed 700 lat, sceną bitwy morskiej między dwoma potężnymi japońskimi klanami: Genji i Heike. Większość ludzie z Heike zginęła w walce, reszta popełniła samobójstwo, skacząc w morskie fale. Wybrzeże, przy którym rozegrała się bitwa, zyskało sławę miejsca nawiedzonego. 


Aby zbłąkane dusze mogły zaznać ukojenia, w miejscu tym wybudowano świątynię, w której rozgrywa się właściwa akcja. Mieszka tam Hoichi, który pewnej nocy zostaje poproszony o zagranie i zaśpiewanie opowieści o rodzie Heike przed obliczem pewnej starej damy. Hoichi, który co noc gdzieś znika, budząc zaniepokojenie opata, twierdzi, że idzie grać na dworze owej damy, tylko że w pobliżu nie ma żadnego dworu. Okazuje się, że to duchy rodu Heike upodobały sobie Hoichi, który opiewa dni ich chwały. Aby nie niepokoiły dłużej Hoichi, mnich pokrywa jego ciało zaklęciami, które sprawiają, że jest on niewidzialny dla duchów.

A potem przyszły lata 80. Japońscy twórcy filmowi zaczęli radośnie nawiązywać do snuff movies i za przykładem twórców mangi i anime dla dorosłych, sięgać po obrazki ukiyo-e, obrazujące świat artystyczny XVII – XX-wiecznej Japonii, a szczególnie do podrodzaju zwanego shunga (wiosenne obrazki). Wiosenne obrazy to nic innego jak obrazy erotyczne. Połączenie japońskiej erotyki i fascynacji snuff zaowocowało powstaniem gorno. Japońskie gore chyba nie ma sobie równych na całym świecie. Nigdzie indziej nie ma pewnie też tylu odmian. Jest krwawe gore, obrzydliwe gore, snuff gore, medyczne gore i nieszczęsne pornograficzne gore. Zainteresowani do rzeczonych filmów dotrą sami, wystarczy wyszukać chociażby „Guinea Pig” lub nawet „Królik doświadczalny”. Autorzy zaś na tej wyliczance zakończą temat. Nie jesteśmy fanami. Nie lubimy i oglądać nie będziemy.

Osobą, która na szczęście zrewidowała podejście do horroru w japońskiej kinematografii, był Nakata Hideo. Sięgnął znów po estetykę przedstawiania duchów znaną z drzeworytów i starych opowieści, ale akcję filmów przeniósł w czasy współczesne. Zasiedlił japońskie metropolie duchami, wykorzystał popularne legendy miejskie i przesądy. Ring wzbudził zachwyt widzów i krytyków, czego dowodem są liczne nagrody na festiwalach. Tropem Nakata zaczęli podążać inni, dzięki czemu utworzyła się moda na nowy japoński horror. Głównymi bohaterami stały się duchy, najczęściej duchy kobiet, portretowane w białych sukniach z długimi rozpuszczonymi włosami. Duchy wychodziły ze studni, pojawiały się w załomie korytarza, na strychu, w szafie lub wypełzały z telewizora. 


Dla takich filmów zaczęto używać w prasie określenia J-horror. Powtarzany ciągle motyw ducha ubranego w białą suknię zaczął się zresztą widzom nudzić, tym bardziej że ducha kobiety zaczęła też wykorzystywać cała filmografia azjatycka, a Amerykanie zaczęli kręcić remake’i. Alternatywą stały się filmy, które zaczęły traktować motywy grozy z pewną dozą komizmu lub wprowadzały do nich elementy filmu akcji. To już jednak nie jest typowa groza i choć filmy te nadal zaliczane są do gatunku horror, to trudno będzie znaleźć osobę, którą przestraszą.

Na szczęście oprócz duchów kobiet, japońscy reżyserzy sięgnęli też do legend miejskich. Najciekawszym przykładem jest chyba Kuchisake Onna z 2007 roku, wyreżyserowany przez Shiraishi Kōji. Nawiązuje do historii o kobiecie z rozciętymi ustami, która nosi maskę. Legenda o niej sięga czasów samurajskich. Miała kiedyś istnieć przepiękna kobieta — żona lub kochanka pewnego zazdrosnego samuraja, który cały czas podejrzewał, że jest zdradzany. Pewnego dnia w porywie wściekłości miał rozciąć owej kobiecie usta i ją oszpecić. 

Jako duch Kuchisake Onna pojawiała się w ciemnościach z twarzą zakrytą maską, pytając: „Czy jestem piękna?” (w języku japońskim słowo kirei brzmi tak samo jak słowo kire — ciąć, pytanie można więc tłumaczyć też: „Czy jestem pocięta?”). Jeśli pytany odpowiadał twierdząco, zdejmowała maskę i powtarzała w kółko pytanie. Istnieje kilka wersji opowieści; w jednych po kolejnych potwierdzeniach kobieta znika, w innych odwdzięcza się opowieściami, na przykład w serii Hell Teacher Nūbē. W jeszcze innych Kuchisake Onna porywa dzieci. Fabuła filmu koncentruje się wokół małego miasteczka, w którym zaczynają ginąć dzieci i szerzy się plotka, że odpowiedzialna za te porwania jest tytułowa Kuchisake Onna. 


Szkoła, do której uczęszczało kilkoro porwanych dzieci, postanawia prosić nauczycieli, aby odprowadzali dzieci do domów. Wśród odprowadzających znajdują się Yamashita Kyoko i Matsuzaki Noboru, którzy kierują widza do wyjaśnienia zagadki, kim jest Kuchisake Onna. Matsuzaki Noboru twierdzi, że wie, kiedy i gdzie pojawi się kobieta z pociętą twarzą, gdyż jest to jego nieżyjąca matka. Okazuje się, że była ona osobą niepoczytalną i zabiła rodzeństwo Matsuzaki. On jeden przeżył, zabijając matkę nożycami. Jej duch wędruje po świecie, porywa dzieci i nożycami nacina im usta. Ponieważ prawdopodobnie jest to zemsta za nagłą śmierć, Matsuzaki planuje odszukać swój dom z czasów dzieciństwa i rozprawić się z duchem.

Ciekawą historią jest też opowieść o duchu z toalety, Shinsei toire no Hanako-san z 1998 roku w reżyserii Tsutsumi Yukihiko. Nie jest to pierwszy film poświęcony Hanako, ale nie został wyprodukowany wyłącznie na DVD i miał też kinową wersję oraz bardziej doświadczonego reżysera niż jego poprzednicy. Historię poznajemy dzięki pierwszoklasistom: Satomi i jej przyjaciółce, Kanae. Wśród uczniów krąży historia o Hanako-san, którą można spotkać w jednej z toalet budynku. Każdy, kto zobaczy Hanako, umiera lub znika. 

Dodatkowo na terenie kampusu mieści się tajemnicza kapliczka, wzorowana na kapliczkach shintō, którą dziewczyny wiążą z pojawieniem się ducha. Włamują się więc do niej i znajdują skrzynkę z zamkniętą w niej lalką. Wywołują ducha, żeby dowiedzieć się, co właściwie dzieje się w szkole. Hanako twierdzi, że szuka swojej mamy i chciałaby dostać lalkę. Historia się komplikuje, lalka znika, a duch okazuje się być demonem. Do tego znów pojawiają się egzorcyści, choć zamiast mądrego mnicha mamy mądrą nauczycielkę.

Japońska groza to przede wszystkim klimat, nastrój i cała masa duchów — na szczęście nie tylko kobiet w białych sukniach. W filmach można znaleźć też miejskie legendy i potwory. Fakt, część z nich nie wydaje się szczególnie straszna. Są raczej ciekawostką dla osób interesujących się japońskich folklorem, a nie pełnoprawnymi horrorami. Zresztą filmy grozy całkiem dużo opowiadają widzom o japońskim podejściu do religii, świętach, rytuałach i wierze w egzorcyzmy.

4 komentarze:

Nie jestem fanką kina japonskiego, ale... te filmy mają coś w sobie, zwłaszcza starsze.

Naprawdę dobry tekst, szkoda, że tak trudno zdobyć klasyki kina japońskiego. Nie sądzę, żeby kiedyś jakieś kino zrobiło wieczór z klasyką japońskiego horroru.

Japończycy mają najlepsze horrory, u nas i w Ameryce zapomnieli już jak straszyć bez efektów specjalnych. W Japonii mają prawdziwą tradycję grozy, jak Lovecraft, a nie jakieś piątki 13go.

Ta z toalety najlepsza!

Prześlij komentarz