Historia japońskiego filmu jest dość interesująca. Sięga
roku 1896, kiedy do Japonii został wprowadzony kinematograf. Film stał się
podrodzajem teatru, bo pierwsze dzieła były ekranizacjami słynnych dramatów
i kierowały się ich regułami. W filmach nie występowały kobiety —
zastępowali je mężczyźni szkoleni w rolach kobiecych — onnagata lub
oyama. Film przejął również tradycję aktora narratora — benshi, który opowiada fabułę, przedstawia
aktorów i komentuje.
W 1923 roku japoński przemysł filmowy przeżył
wstrząs. Bardzo dosłownie — jedno z największych trzęsień ziemi
w Tokio i Yokohamie zniszczyło niemal całe materialne zaplecze
przemysłu filmowego w Japonii: hale produkcyjne, sprzęt i nagrane taśmy.
To w pewien sposób przyczyniło się do zmiany nastawienia wobec filmu.
Zaczęto ekranizować nie tylko sztuki teatralne, ale również opowiadania
i wymyślone historie.
Od początku film związany był z horrorem, bo wiele
dramatów teatralnych było opowieściami grozy. Kluczowymi dla filmowego horroru
były dwa dzieła literackie — Ugetsu
Monogatari (pióra Ueda Akinari), zbiór starych japońskich i chińskich
opowieści ludowych, oraz Yotsua Kaidan (Tsuruya
Nanboku) opowiadająca o zemście ducha Oiwa, która została zamordowana
przez swojego męża. Historia została po raz pierwszy sfilmowana w 1912
roku i do czasów II wojny światowej doczekała się aż osiemnastu
interpretacji filmowych.
To stąd wywodzi się kobiecy duch zemsty w białym
stroju z twarzą zasłoniętą włosami. Oiwa zasłaniała twarz zniekształconą przez
truciznę, a biel wzięła się z białego pogrzebowego kimono. Oprócz
filmów, historia ma też wersje komiksowe i animowane. Duże znaczenie dla
rozwoju japońskiej grozy miał też Kaidan
(Kwaidan) autorstwa Lafcadio Hearna,
który zbierał i spisywał japońskie tradycyjne opowieści. Kaidan również został wielokrotnie
sfilmowany, przerobiony na mangę i wyświetlony jako anime.
Mniej więcej w latach 60. ukształtował się zakres
tematyki japońskich horrorów. Najprościej można podzielić horrory na te,
w których występują duchy, oraz te z potworami, w tym wielkimi
jaszczurami z Godzillą na czele. Oczywiście dla wielu osób oglądanie
starych filmów grozy jest rzeczą niestrawną i wywołującą co najwyżej
napady niepohamowanego śmiechu. Jednak warto tu przywołać kilka starych
japońskich filmów, bo choć może już faktycznie nie straszą, to mają
w sobie to COŚ i są źródłem inspiracji dla filmów współczesnych,
o których już i tak dość napisano.
W 1960 roku premierę miał film Jigoku w reżyserii Nakagawa Nobuo, pokazujący w dość
obrazowy sposób kary piekielne. Historia jest ciekawie skonstruowana.
Rzeczywistość przeplata się z obrazami piekła, stopniowo odsłaniając
powiązania między poszczególnymi postaciami i ich przewinienia. Sędzią,
ale też detektywem, odkrywającym zbrodnie z przeszłości, jest Tamura,
który na koniec filmu okazuje się być wysłannikiem piekieł, shinigami (bóg śmierci).
Pojawia się
kilka motywów, które zostaną wykorzystane w późniejszej filmografii, na
przykład pozbywanie się dziecka przez matkę i przekazywanie go pod opiekę
Buddzie. Dziecko nawiedza swoich rodziców, a to przecież pierwowzór
późniejszych horrorów z duchami dzieci w rolach głównych. Pojawia się
też scena przeprawiania się dusz zmarłych na „drugi brzeg”, która,
w niemal identyczny sposób, jest przedstawiona w grze Project Zero III i podobnie w anime Jigoku Shōjo.
Również z 1960 roku pochodzi świetny film The Ghost Cat of Otama Pond (Kaibyo Otamagaike) w reżyserii
Ishikawa Yoshihiro. Kaibo to koci
demon, który może zmieniać się w człowieka, zazwyczaj po jego śmierci. Kot
z filmu jest mścicielem. Jego ukochany właściciel został zamordowany.
Mordercy usiłowali też uprowadzić jego córkę, która popełniła samobójstwo, oraz
zabili mieszkającą w tym samym domu babcię. Kot zaczyna prześladować
morderców, przyjmując postać zamordowanych, i w końcu doprowadza do
śmierci złoczyńców. Tę historię opowiada dwójce młodych ludzi — Tadahiko
i Keiko, którzy zabłądzili przy stawie Otama, mnich. Kobieta zostaje
opętana przez kociego ducha i później poddana egzorcyzmom. Okazuje się ona
być spokrewniona z rodziną morderców, jej narzeczony jest natomiast
spokrewniony z rodziną ofiar. Duch kota zostaje ułagodzony nie tylko
dzięki egzorcyzmom. Para wraz z mnichem szuka szczątków kota, a po
ich znalezieniu urządza mu pochówek i buduje grób.
W 1964 roku sfilmowany został Kwaidan w reżyserii Kobayashi Masaki i rok później został
nominowany do Oskara. Składa się z czterech niezależnych od siebie
opowieści, które opierają się na starych legendach. Najciekawszą jest chyba
opowieść Hoichi the Earless, która
przedstawia historię niewidomego mnicha. Zaczyna się ona retrospekcją sprzed
700 lat, sceną bitwy morskiej między dwoma potężnymi japońskimi klanami: Genji
i Heike. Większość ludzie z Heike zginęła w walce, reszta popełniła samobójstwo,
skacząc w morskie fale. Wybrzeże, przy którym rozegrała się bitwa, zyskało
sławę miejsca nawiedzonego.
Aby zbłąkane dusze mogły zaznać ukojenia,
w miejscu tym wybudowano świątynię, w której rozgrywa się właściwa
akcja. Mieszka tam Hoichi, który pewnej nocy zostaje poproszony o zagranie
i zaśpiewanie opowieści o rodzie Heike przed obliczem pewnej starej damy.
Hoichi, który co noc gdzieś znika, budząc zaniepokojenie opata, twierdzi, że
idzie grać na dworze owej damy, tylko że w pobliżu nie ma żadnego dworu.
Okazuje się, że to duchy rodu Heike upodobały sobie Hoichi, który opiewa dni
ich chwały. Aby nie niepokoiły dłużej Hoichi, mnich pokrywa jego ciało
zaklęciami, które sprawiają, że jest on niewidzialny dla duchów.
A potem przyszły lata 80. Japońscy twórcy filmowi
zaczęli radośnie nawiązywać do snuff movies i za przykładem twórców mangi
i anime dla dorosłych, sięgać po obrazki ukiyo-e, obrazujące świat
artystyczny XVII – XX-wiecznej Japonii, a szczególnie do podrodzaju
zwanego shunga (wiosenne obrazki). Wiosenne obrazy to nic innego jak obrazy
erotyczne. Połączenie japońskiej erotyki i fascynacji snuff zaowocowało
powstaniem gorno. Japońskie gore chyba nie ma sobie równych na całym świecie.
Nigdzie indziej nie ma pewnie też tylu odmian. Jest krwawe gore, obrzydliwe
gore, snuff gore, medyczne gore i nieszczęsne pornograficzne gore.
Zainteresowani do rzeczonych filmów dotrą sami, wystarczy wyszukać chociażby
„Guinea Pig” lub nawet „Królik doświadczalny”. Autorzy zaś na tej wyliczance
zakończą temat. Nie jesteśmy fanami. Nie lubimy i oglądać nie będziemy.
Osobą, która na szczęście zrewidowała podejście do
horroru w japońskiej kinematografii, był Nakata Hideo. Sięgnął znów po
estetykę przedstawiania duchów znaną z drzeworytów i starych
opowieści, ale akcję filmów przeniósł w czasy współczesne. Zasiedlił
japońskie metropolie duchami, wykorzystał popularne legendy miejskie
i przesądy. Ring wzbudził
zachwyt widzów i krytyków, czego dowodem są liczne nagrody na festiwalach.
Tropem Nakata zaczęli podążać inni, dzięki czemu utworzyła się moda na nowy
japoński horror. Głównymi bohaterami stały się duchy, najczęściej duchy kobiet,
portretowane w białych sukniach z długimi rozpuszczonymi włosami.
Duchy wychodziły ze studni, pojawiały się w załomie korytarza, na strychu,
w szafie lub wypełzały z telewizora.
Dla takich filmów zaczęto używać
w prasie określenia J-horror. Powtarzany ciągle motyw ducha ubranego
w białą suknię zaczął się zresztą widzom nudzić, tym bardziej że ducha
kobiety zaczęła też wykorzystywać cała filmografia azjatycka, a Amerykanie
zaczęli kręcić remake’i. Alternatywą stały się filmy, które zaczęły traktować
motywy grozy z pewną dozą komizmu lub wprowadzały do nich elementy filmu
akcji. To już jednak nie jest typowa groza i choć filmy te nadal zaliczane są do gatunku horror, to trudno
będzie znaleźć osobę, którą przestraszą.
Na szczęście oprócz duchów kobiet, japońscy reżyserzy sięgnęli też do
legend miejskich. Najciekawszym przykładem jest chyba Kuchisake Onna z 2007 roku, wyreżyserowany przez Shiraishi
Kōji. Nawiązuje do historii o kobiecie z rozciętymi ustami, która
nosi maskę. Legenda o niej sięga czasów samurajskich. Miała kiedyś istnieć
przepiękna kobieta — żona lub kochanka pewnego zazdrosnego samuraja, który cały
czas podejrzewał, że jest zdradzany. Pewnego dnia w porywie wściekłości
miał rozciąć owej kobiecie usta i ją oszpecić.
Jako duch Kuchisake Onna
pojawiała się w ciemnościach z twarzą zakrytą maską, pytając: „Czy
jestem piękna?” (w języku japońskim słowo kirei brzmi
tak samo jak słowo kire —
ciąć, pytanie można więc tłumaczyć też: „Czy jestem pocięta?”). Jeśli pytany
odpowiadał twierdząco, zdejmowała maskę i powtarzała w kółko pytanie.
Istnieje kilka wersji opowieści; w jednych po kolejnych potwierdzeniach
kobieta znika, w innych odwdzięcza się opowieściami, na przykład
w serii Hell Teacher Nūbē.
W jeszcze innych Kuchisake Onna porywa dzieci. Fabuła filmu koncentruje
się wokół małego miasteczka, w którym zaczynają ginąć dzieci i szerzy się
plotka, że odpowiedzialna za te porwania jest tytułowa Kuchisake Onna.
Szkoła,
do której uczęszczało kilkoro porwanych dzieci, postanawia prosić nauczycieli,
aby odprowadzali dzieci do domów. Wśród odprowadzających znajdują się Yamashita
Kyoko i Matsuzaki Noboru, którzy kierują widza do wyjaśnienia zagadki, kim
jest Kuchisake Onna. Matsuzaki Noboru twierdzi, że wie, kiedy i gdzie
pojawi się kobieta z pociętą twarzą, gdyż jest to jego nieżyjąca matka.
Okazuje się, że była ona osobą niepoczytalną i zabiła rodzeństwo
Matsuzaki. On jeden przeżył, zabijając matkę nożycami. Jej duch wędruje po
świecie, porywa dzieci i nożycami nacina im usta. Ponieważ prawdopodobnie
jest to zemsta za nagłą śmierć, Matsuzaki planuje odszukać swój dom
z czasów dzieciństwa i rozprawić się z duchem.
Ciekawą historią jest też opowieść o duchu z toalety, Shinsei toire no Hanako-san z 1998
roku w reżyserii Tsutsumi Yukihiko. Nie jest to pierwszy film poświęcony
Hanako, ale nie został wyprodukowany wyłącznie na DVD i miał też kinową wersję
oraz bardziej doświadczonego reżysera niż jego poprzednicy. Historię
poznajemy dzięki pierwszoklasistom: Satomi i jej przyjaciółce, Kanae.
Wśród uczniów krąży historia o Hanako-san, którą można spotkać
w jednej z toalet budynku. Każdy, kto zobaczy Hanako, umiera lub
znika.
Dodatkowo na terenie kampusu mieści się tajemnicza kapliczka, wzorowana
na kapliczkach shintō, którą dziewczyny wiążą z pojawieniem się ducha.
Włamują się więc do niej i znajdują skrzynkę z zamkniętą w niej
lalką. Wywołują ducha, żeby dowiedzieć się, co właściwie dzieje się w szkole.
Hanako twierdzi, że szuka swojej mamy i chciałaby dostać lalkę. Historia
się komplikuje, lalka znika, a duch okazuje się być demonem. Do tego znów
pojawiają się egzorcyści, choć zamiast mądrego mnicha mamy mądrą nauczycielkę.
Japońska groza to przede wszystkim klimat, nastrój i cała masa duchów
— na szczęście nie tylko kobiet w białych sukniach. W filmach można
znaleźć też miejskie legendy i potwory. Fakt, część z nich nie wydaje
się szczególnie straszna. Są raczej ciekawostką dla osób interesujących się
japońskich folklorem, a nie pełnoprawnymi horrorami. Zresztą filmy grozy
całkiem dużo opowiadają widzom o japońskim podejściu do religii, świętach,
rytuałach i wierze w egzorcyzmy.
4 komentarze:
Nie jestem fanką kina japonskiego, ale... te filmy mają coś w sobie, zwłaszcza starsze.
Naprawdę dobry tekst, szkoda, że tak trudno zdobyć klasyki kina japońskiego. Nie sądzę, żeby kiedyś jakieś kino zrobiło wieczór z klasyką japońskiego horroru.
Japończycy mają najlepsze horrory, u nas i w Ameryce zapomnieli już jak straszyć bez efektów specjalnych. W Japonii mają prawdziwą tradycję grozy, jak Lovecraft, a nie jakieś piątki 13go.
Ta z toalety najlepsza!
Prześlij komentarz