27 marca 2012

Steven Erikson i dark fantasy - recenzja cyklu

Dawno, dawno temu żył sobie chłopiec, który marzył o tym, by zostać niepokonanym wojownikiem i dowódcą imperialnych wojsk. Po latach trudów i wyrzeczeń został nareszcie kapitanem elitarnej jednostki armii cesarzowej. Jednak zanim zdążył spotkać się ze swoimi żołnierzami − zginął, ugodzony nożem w ciemnej uliczce. 
  
Malazańska księga poległych, czyli w poszukiwaniu skradzionego czasu

Malazańska księga poległych Stevena Eriksona  często zaliczana jest do podgatunku określanego jako dark fantasy. Fabuła tego monumentalnego, dziesięciotomowego cyklu (do którego zaliczyć można by również powieści Iana Camerona Esslemonta), obfituje w podobne do opisanego wyżej wydarzenia, które nijak się mają do rozwiązań fabularnych charakterystycznych dla fantasy spod znaku Tolkiena. Eriksonowi bliżej jest do dekonstrukcyjnej maniery i szyderczych przejaskrawień George’a R.R. Martina. Erikson idzie jednak o krok dalej niż Martin.  

Malazańska księga poległych to przykład dekonstrukcji totalnej, rozprawiającej się z typowymi dla fantasy schematami jeden po drugim. Co więcej, nic u Eriksona nie jest oczywiste, a rozwiązania poszczególnych wątków nieraz zaskakują czytelnika. Nie chcąc zdradzać szczegółów fabuły, wspomnieć mogę jedynie, że śmierć nie kończy wcale wątku pechowego kapitana…

W świecie wykreowanym wspólnie z ICE, Steven Erikson odmawia czytelnikowi poczucia bezpieczeństwa wynikającego z przewidywalności, która często towarzyszy literaturze gatunku.  Malazańska księga poległych przełamuje charakterystyczne dla fantasy schematy. Kobiety służą w wojsku na równi z mężczyznami, bogowie muszą liczyć się ze śmiertelnikami, a dobre chęci w połączeniu z heroiczną postawą rzadko bywają gwarantem sukcesu. Co więcej, każdy z bohaterów może zginąć − nierzadko w sposób przypadkowy i (wydawałoby się) bezsensowny. 

Erikson nie oszczędza ani swych postaci, ani samego czytelnika. Naturalistycznie opisane okropieństwa wojny, nieszczęścia i niesprawiedliwości dosięgające nie tylko dzielnych wojowników, ale także przypadkowe ofiary (często kobiety i dzieci) − wszystko to znajdziemy w Malazańskiej księdze poległych. Mamy jednocześnie do czynienia z realizmem psychologicznym wysokiej próby − brak u Eriksona jednoznacznego, czarno-białego podziału na „dobro” i „zło.” Złożoność motywacji licznych postaci (zwłaszcza antagonistów) jest niemalże bezprecedensowa: zarówno zakrojone na szeroką skalę konflikty zbrojne, jak i osobiste zatargi bohaterów trudno poddać jednoznacznej ocenie moralnej.  

Epickie − w pełnym znaczeniu tego (zdewaluowanego ostatnimi czasy) słowa − wydarzenia Malazańskiej księgi poległych opisane są w mistrzowski sposób. Erikson udowadnia, że fantasy nie musi być jałową pisaniną, służącą jedynie jako środek przekazu treści. Jako absolwent kursu Iowa Writers Workshop, autor „Malazańskiej księgi poległych” sztukę pisania ma opanowaną do perfekcji. Niestety, polskie tłumaczenie w ogóle nie pozwala tego docenić.  Można mu zarzucić nie tylko brak adekwatnego odzwierciedlenia ducha oryginału; jest również pełne językowych kuriozów (Whiskeyjack jako „Sierżant Sójeczka” to tylko jeden z licznych przykładów). Jednym słowem - mocno odradzam czytanie Malazańskiej księgi poległych w polskim przekładzie. Żeby w pełni cieszyć się dziełem Eriksona, należy zaopatrzyć się w oryginalną, anglojęzyczną wersję cyklu.

Steven Erikson i Ian Cameron Esslemont

Koncepcja świata przedstawionego w cyklu powstała w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Erikson opracował ją wspólnie z Ianem Esslemontem podczas sesji rpg z wykorzystaniem mechaniki GURPS. Świat Malazańskiej księgi poległych to cztery kontynenty, których historia sięga setek tysięcy lat. Ludzie są tylko jedną z ras zamieszkujących to złożone uniwersum. Czytelnik poznaje również nieumarłych T’lan Imass, dzieci ciemności Tiste Andii, potężnych Jaghut oraz mających więcej wspólnego z gadami niż z ludźmi K’Chain Che Malle. Historia konfliktów pomiędzy poszczególnymi rasami stanowi istotny punkt odniesienia dla wydarzeń przedstawionych w głównym wątku fabularnym cyklu.

W przeciwieństwie do realistycznie opisanego świata George’a Martina, uniwersum Eriksona jest pełne magii, z której bohaterowie robią częsty użytek. Zasady jej działania są przedstawione w sposób zarówno ciekawy, jak i przekonujący: czarodzieje posługują się magicznymi kanałami (w polskim tłumaczeniu niefortunnie określanymi jako "nory" "groty"), z których każdy funkcjonuje według własnych zasad. Na przykład, Thyr to kanał ognia, Mockra zaś pozwala na manipulację ludzkim umysłem. 

W sprawy śmiertelników mieszają się również liczni bogowie, których interwencje równie często szkodzą, co pomagają bohaterom „Malazańskiej księgi poległych.” Co ciekawe, bogowie przedstawieni są jako istoty bardzo podobne do ludzi: są ambitni, popełniają błędy i rywalizują ze sobą niczym istoty im podległe. Pod tym względem dzieło Eriksona bardziej od niektórych powieści fantasy przypomina klasyczne mity. Niebagatelną rolę odgrywa również fakt, że bogowie nie są nieśmiertelni − gdy materializują się w świecie śmiertelników, może ich zabić nawet zabłąkana strzała.

Steven Erikson i George R.R. Martin

Siłą Malazańskiej księgi poległych jest niewątpliwie sposób budowania postaci i opisy ich zmagań z losem. Mimo że często porównuje się go z autorem Pieśni lodu i ognia, Erikson prowadzi swoją narrację zupełnie inaczej. . Podczas gdy Martin posługuje się na przemian punktem widzenia kilku bohaterów, Erikson ma ich co najmniej kilkunastu. Każda część cyklu wprowadza nowe mniej lub bardziej kluczowe dla fabuły postaci, przy czym każda z nich jest interesująca w swojej oryginalności. 

Charakterystyka bohaterów jest również zupełnie inna. Martin spory nacisk kładzie na ukazanie przemyśleń postaci i ich wewnętrznych motywacji, podczas gdy Erikson zdecydowanie rzadziej daje czytelnikowi wgląd w myśli swoich bohaterów. Częściej posługuje się samymi opisami ich działań oraz reakcji na (często dramatyczne) wydarzenia, co przywodzi na myśl „mangowy” styl prowadzenia narracji. Nie oznacza to jednak, że z bohaterami trudno się identyfikować. Wręcz przeciwnie − w Malazańskiej księdze poległych każdy czytelnik szybko znajdzie swoich ulubieńców.

Sama fabuła, obfitująca w niespodziewane wydarzenia i nagłe zwroty akcji, nie pozwala odłożyć książki. Sprowadza się do opisania losów jednostek wprzęgniętych w dziejową maszynę. Przez większość czasu towarzyszymy żołnierzom Malazańskiego Imperium i jesteśmy świadkami otaczających ich wydarzeń. Uwielbiany przez podopiecznych zdegradowany dowódca, tajemniczy mag czy opętana przez złośliwego boga dziewczynka-skrytobójczyni to tylko niektóre z postaci, z którymi przyjdzie się nam zapoznać. Warto tutaj zaznaczyć, że Erikson nie ogranicza się jedynie do ludzkiego punktu widzenia, zaś ludzkie plany i ambicje ukazane są jedynie jako część monumentalnej w założeniu historii.


Steven Erikson i skradziony czas

Moje pierwsze zetknięcie z cyklem Eriksona było trudne. Jak często wspominają fani Malazańskiej księgi poległych, w pierwszej części nie można się spodziewać łagodnego, stopniowego wprowadzenia w świat przedstawiony. Czytelnik z miejsca zostaje wrzucony na głęboką wodę − staje się świadkiem wydarzeń, których podłoża sam musi się stopniowo domyślić. Kiedy jednak zorientuje się już nieco w zagmatwanej i złożonej fabule, może zapomnieć o odłożeniu książki na półkę. 

Uporanie się z dziesięcioma powieściami, które liczą sobie po tysiąc stron, zajęło mi „zaledwie” pięć miesięcy. Erikson zapewnia rozrywkę na najwyższym poziomie, dając jednocześnie możliwość głębszej interpretacji jego powieści. Jego największym atutem jest umiejętność sięgnięcia poprzez gatunkowe klisze do autentycznego ludzkiego doświadczenia. (Anty)bohaterowie Malazańskiej księgi poległych to ludzie z krwi i kości. Jak wspomniany na początku recenzji kapitan, są nieraz jednocześnie odważni i ambitni, ale i omylni czy nękani wątpliwościami. 

Dzieło Eriksona nierzadko odwołuje się do zjawisk socjohistorycznych, takich jak mechanizmy rządzące władzą, polityka kolonialna, ludobójstwo czy niewolnictwo. Porusza również zagadnienia filozoficzne − często jesteśmy świadkami rozważań nad naturą dobra i zła, relatywizmem moralnym czy etycznymi implikacjami (usprawiedliwionego nawet) zabójstwa. Nic nie przeszkadza jednak cieszyć się Malazańską księgą poległych po prostu jako jednym z najlepszych cyklów fantasy w historii gatunku.

Autor: Dagmara 

Jeśli podobał ci się tekst, kliknij "Lubię to" lub podziel się wrażeniami w komentarzu.



12 komentarze:

polskie tłumaczenie nie jest takie złe:> zwłaszcza biorąc pod uwagę że oryginał napisany jest dość trudną angielszczyzną...

Dokładnie :/ polski da się czytać, bez przesady. Zresztą nie jestem masochistą, żeby czytać akie tomiszcza w obcym języku

Erikson ma tak naprawde porzadne zaplecze fanowskie w Polsce - grupa Malazan Art Guild na serwisie Deviant Art to prawie sami Polacy!

Polskie tłumaczenie "kanałów" magii to na szczęście "groty", nie "nory".

A u Eriksona za czasów liceum najbardziej urzekł mnie schemat, który pojawił się w kilku tomach: 1/3 tomu to poznawanie jednej frakcji, druga tercja to poznawanie przeciwnej frakcji - a ostatnia to epicka bitwa pomiędzy nimi, w której ginie sporo postaci, z którymi nota bene bardzo łatwo jest się utożsamiać ;) (patrz część 3, bodajże "Przypływy Nocy").

Ha - wiedziałam, że coś mi nie gra w pamięci z tym tłumaczeniem określenia "warrens";-) Dziękuję za zwrócenie uwagi!

gratuluje przebrnięcia przez całość.. ja mam zamiar się zabrać... zobaczymy ile czasu poświęce na Wszystko :)

Witam, poszukuję bezskutecznie Przypływu nocy: Misterny plan tom 5. Może ktoś chce odsprzedać ten tom?

Artykuł świetny!Naprawdę zachęciłaś mnie do przeczytania serii, tylko teraz należy zadać sobie pytanie kiedy... Bo na 10000 stron trzeba mieć "troszkę" czasu :)

"Zdzisiek wszedł do ubikacjii stanął nad muszlą, by oddać mocz. Zamyślił się. Oto oddawał ziemi to, co jakiś czas od niej czerpał. Koło się zamykało. Ale czy naprawdę panowała tu równowaga? Pobrał przecież pełnowartościowe substancje a oddawał odpady - palący mocznik i śmierdzący amoniak. Człowiek już jednak taki był - niszczył wszystko, czego się dotknął (itd. przez dwie strony)
Obok w łazience jego żona Danuta myła zeby. Białe zęby, biała pasta. Ale przecież nie wszystko można tak wybielić. Ludzkość zawsze próbiwała wybielić swoje czyny, usprawiediwić swoją zaborczość koniecznością dziejową, boskim posłannictwem (itd. dwie strony).
Krwawy Mietek szedł ulicą roztrącając wszystkich. Byl wojownikiem, drapieżcą. Ludzie nie różnili się od zwierząt. hierarchię ustalali przy pomocy siły. (itd. 2 strony). Wspominał, jak próbował do niego wyskoczyć Pudzian, wtedy w klubie i jak jeden prosty wystarczył, by strongman padł na ziemię nieprzytomny> Ma się ten cios, nikt mi nie podskoczy! Rozmyślania przerwał mu dziesięcioletni chłopczyk. Podszedł do niego i z okrzykiem "Nie powinien pan bić mojej babci! A masz!" Zamachnął się małą piąsktą. Mietek wyciągnąl rękę, żeby zmieżdzyć dzieciaka jak pchłę, ale potężne uderzenie małą pięścią w brzuch spowodowało, że zgiął się wpół i padł na asfalt. Kopnięcia w głowę już prawię nie poczuł."
Powyżej dwa, moim zdaniem, główne grzechy Eriksona. Pierwszy - zanim jakakolwiek postać coś zrobi, musi wygłosić (lub pomyśleć) tyradę na temat "jak wkoło jest beznadziejnie i jak wszyscy zasługujemy, zeby umrzeć".
Drugi - straszy się nas potęznymi istotami, a jak przychodzi co do czego, to przychodzą jeszcze potęzniejsze i spuszczają im łomot, albo co gorsza przychodzi ktoś zupełnie przeciętny np. jakiś śmiertelnik albo dziecko i spuszcza mu wperdol.
Trzeci grzech, już nieopisany powyżej, to "to nie tak jak myśleliście, bo..."
Cesarzowa z Tayscherynnem chcą wymordować Podpalaczy Mostó i resztę starej gwardii cesarza. Nie, to zmyłka, cesarzowa jest spoko a to miało służyć stworzeniu sojuszowi przeciw Jasnowidzowi. Nie, prawdziwym problemem jest okaleczony bóg, który zatruł Pożogę i knuje, jak się uwolnić, zatruwając przy tym całe narody i skłaniając je do niewyobrażalnych okrucieństw oraz wywołując wojnę bogów.Nie, największym problemem jest to, że chaos ściga bramę Ciermności a jak ją dopadnie, świat się skończy. Nie, okaleczony bóg jest w sumie spoko, prawdziwym problemem są: Forkut Assailowie, którzy chcę pzry pomocy jego serca otworzyć bramę i zniszczyć świat, spisek pradawnych bogów, którzy uwalniając otaratalową smoczycę chcą jw., Tiste Liosan, którzy chcą się przedrzeć przez Światłospad na ten świat i j.w. (swoją drogą wtf walczono z nimi przez stulecia i nagle olano i wszyscy sobe na parę tysięcy lat poszli, po czym próbuje ich powstrzymać garstka śmiertelnikówa wszystkim innym to wisi), inwazja smoków na ten świat, jak się przebiją to j.w. i Elhar Odil, która nie wiadomo czego chce, a jest tak potężna, że Pożoga to tylko jeden z odłamó jej świadomości (tak twierdzi na wejściu) ale prawie każdy może ją sklepać, byle walnął z przyczajki.

Niezwykle trafna recenzja.

Prawie wszystkie cykle czytam do końca, jak zacznę to muszę nakarmić się fabułą do końca. ten zakończę na 1nym tomie. Bardzo bardzo dawno nie czytałem nic równie złego.
Nie dziwię sie zupełnie że ktoś to wydał, wydaje się masę złych książek, dziwię się że ktoś to postanowił przetłumaczyć na inne języki.
Ale do recenzji; w tej książce nie umiera NIKT noż kuśwa NIKT. niema JEDNEJ zarysowanej postaci która by umarła, to jest wręcz komiczne jakby autor był tak dumny z tego że wymyślił komuś historię że automatycznie daje mu bardzo mocny plot-armor. A jeżeli ktoś umiera ... to właśnie jednak żyje... żałosne.
Po świecie chodzą deus-ex machiny które robią rzeczy - i to właściwie jest fabuła. To że zupełnie nie jesteś w stanie przewidzieć co się wydarzy nie jest dobre, to jest bardzo leniwe pisanie.
Magia - prawie nieopisana i co charakterystyczne dla ludzi bez wyobraźni prawie nie wpływa na świat, istnieje obok ale wpływa ? O ile wiemy - nie, o ile wiemy bo świat i życie ludzi sa właściwie w książce nieopisane. Zasada dobrego systemu magicznego jest prosta jeżeli ustaliłeś że magia może coś robić i jest to użyteczne to ludzie będą z tego korzystać i MUSISZ dostosować do tego świat. Czy tutaj dzieje się coś podobnego? Absolutnie nie!

Autorka zamiast wyśmiewać tłumaczenie i popisywać się znajomością języka angielskiego powinna otworzyć pierwszy lepszy słownik żeby się dowiedzieć że Whiskeyjack to po prostu sójka. Kuriozum jest czepianie się tego tłumaczenia.

Prześlij komentarz