Ostatnio zaczynałem odnosić coraz
większe wrażenie, że cała marka
Warhammera 40.000 i polityka wydawnicza Fantasy Flight Games zaczyna bardzo przypominać
to, co działo się ze Światem Mroku. Masa mało użytecznych dodatków
zapychających tylko terminarz linii wydawniczej. Tym bardziej po co najwyżej
średnio udanych rozszerzeniach w stylu Koronus Bestiary z przyjemnością i uczuciem
satysfakcji skończyłem lekturę The Tome of Fate, przeznaczonego do
systemu Black Crusade.
Z góry zaznaczam, co podkreślałem
już w recenzji Balack Crusade, że system ten traktuję bardziej jako źródło
wiedzy na temat sił Chaosu, niż faktyczny, grywalny setting. Z takim samym
nastawieniem podchodzę do wszystkich dodatków, na szczęście, Tome of Fate, to
rozszerzenie mające za cel dostarczenie graczom i mistrzom gry informacji, a
nie kolejnej kampanii i scenariuszy.
The Tome of Fate to podręcznik
źródłowy dotyczący jednego z głównych bóstw Chaosu, Tzeentcha (osobiście mojego
faworyta wśród największych potęg Chaosu). Kupując tą książkę otrzymujemy 144
strony naprawdę przydatnych informacji. Mam tylko nadzieję, że dodatki
omawiające pozostałych bogów zostaną napisane w podobny sposób.
W czterech głównych rozdziałach
znajdziemy wszystko co przyda nam się przy prowadzeniu przygód związanych z
Tzeentchem i jego wyznawcami, wiele przydatnych rzeczy dodających kolorytu
całej zabawie. Jeśli jednak grasz, lub prowadzisz Black Crusade, rozszerzenie to
będzie dla ciebie jeszcze bardziej pożyteczne.
To kim jest Tzeentch i jak
wyglądają jego najbardziej znane sługi wie większość osób znających Warhammera
40.000. Wydaje mi się, że prawie wszystkie najważniejsze informacje na ten
temat udało się autorom skutecznie zawrzeć w tym dodatku. Cała natura bóstwa,
jego samo serce, jest tak zmienne i chaotyczne, że wpływa na wszystko czego
tylko Tzeentch dotknie swym korumpującym dotykiem. Dlatego większość jego sług
i oddanych mu terytoriów przejawia jakieś cechy Pana Zmian.
Tzeentch to Architekt, mistrz w
knuciu intryg, planowaniu i cierpliwości. Jak autorzy niejednokrotnie
stwierdzają, możliwe, iż wszystkie dalekosiężne plany bóstwa nie służą wcale
żadnemu konkretnemu celowi (np. zapanowaniu nad wszechświatem), lecz są celem
same w sobie. Tzeentch jako uosobienie zmiany, może odnajdować cel w drodze do
celu, gdyż jego osiągnięcie oznaczałoby uzyskanie pewnej formy stałości, co
było by sprzeczne z samą ideą Chaosu (najlepiej właśnie utożsamianego przez ten
kosmiczny byt). Mam wrażenie, że Tome of Fate udało się uchwycić tą właśnie
esencję i dobrze ją zobrazować, zwłaszcza w bardziej „literackich” częściach
książki.
Pierwszy rozdział to właśnie
dywagacje na temat zmiany, Chaosu, mutacji, Tzeentcha i najważniejszych spraw,
które go dotyczą. Wydaje mi się, że ważną rzeczą do uświadomienia sobie jest
to, że Architekt Losu sprawia wrażenie najmniej złej, a nawet czasem dobrej
mocy służącej (będącej) Chaosowi, o ile
można użyć stwierdzenia „dobry” w stosunku do bóstwa Chaosu.
Zmiana, której Tzeentch jest
patronem, jest esencjonalnym elementem rozwoju, jednocześnie staje się niejako
ucieleśnieniem ewolucji, ludzkiego (w świecie Warhammera nie tylko) pędu do
doskonałości, osiąganiu i przekraczaniu coraz to nowych granic. Nic więc
dziwnego, że Tzeenetch przyciągnął na przestrzeni wieków aż tylu oddanych
zwolenników (ok, mniej lub bardziej świadomych kultystów;). Co więcej, jego
działania nie noszą znamion „wulgaryzmu siłowego”, wiele planów Architekta jest
znacznie bardziej subtelnych, niejednokrotnie ci, którzy stają się w jego
rękach narzędziami, nawet nie zdają sobie z tego sprawy.
To właśnie staje się wyraźnie
widoczne nie tylko w pierwszym, ale i w drugim rozdziale Tome of Fate, który
przedstawia sługi Bóstwa Zmian. Od tysiącleci w skład sił Tzeentcha wchodzą
zarówno rozmaite demony, jak i śmiertelnicy (bardziej lub mniej śmiertelni).
Nie należy się też dziwić, że wśród istot oddanych temu bóstwu Chaosu znajduje
się tak wielu czarnoksiężników i psioników, gdyż to właśnie on uznawany jest
też za patrona magii wszelakiej, który obdarza wiernych wyznawców mocami i
nadnaturalnymi darami.
Ja z największą niecierpliwością
czekałem aż dojdę do części zawierającej informacje na temat jednych z moich
ulubionych zakonów AdeptusAstartes (dobrze, obecnie Marines Chaosu), Thousand
Sons oraz Alpha Legion. Niestety tutaj trochę się zawiodłem, liczyłem na jakąś
dłuższą lekturę (może doczekam się kiedyś jakiejś dobrej książki z Black
Library dotyczącej obecnych Thousand Sons, nie liczę tutaj świetnych tytułów z
serii Horus Heresy), zamieszczone wiadomości są podstawowe i nie rozszerzają za
bardzo kanonu. Otrzymujemy jednak możliwość i zasady pozwalające na stworzenie
postaci będącej czarnoksiężnikiem Thousand Sons oraz Alpha Legion Chaos Space
Marine.
Oczywiście poza Marines
znajdziemy w tym rozdziale również opisy bardziej ludzkich czarnoksiężników,
czy heretyckich kapłanów maszyn, jednak i tym razem nie ma tego wiele.
Większość miejsca poświęcono tutaj standardowo nowej broni, wyposażeniu, darom
bóstwa, czy nowym mocom psychicznych i magicznym. Ktoś mógłby to uznać za
zapychacz miejsca, jednak przedstawione zasady i przedmioty są dość
interesujące i znajdują zastosowanie w trakcie rozgrywki.
Trzeci z rozdziałów to tak
naprawdę esencja całego Tome of Fate. Zawiera on opis planet wewnątrz
ScreamingVortex oddanych Tzeentchowi lub będących pod jego kontrolą. Miejsca
te opisano solidnie i są one dość różnorodne. Jeden z ciekawszych fragmentów
poświęcony jest planecie Q’Sal, której praktycznie cała populacja to
czarnoksiężnicy. Planeta ta jest też jednym z największych źródeł nowych broni,
silników wojennych, okrętów kosmicznych i demonicznych broni. Jak przystało na
świat oddany Panu Zmiany, każde z wielkich miast jest zupełnie inne i specjalizuje
się w innych dziadzinach magii. To oczywiście tylko jedno z kilku
przedstawionych miejsc.
Rozdział ten zawiera również
opisy i charakterystyki demonów (Dysków, Flamerów, Horrorów) i nawet
demonicznych książąt. Pewnym zaskoczeniem może okazać się umieszczenie w tym rozdziale
rtakże Necronów, przedstawionych nieco, jako swoiste nemezis Tzeentcha i jego
sług. Necroni stanowią tutaj antytezę tego czym jest Chaos i zmiana. Odrzucili
swą śmiertelność, indywidualność i wszystko to co mogło by ich łączyć z
Architektem Losu. Istnieją w zupełnej stagnacji od niepojętych mileniów, nie są
podatni na moce Osnowy, ani na żadne ziemskie (i nie tylko) pokusy, są swoistą
anatemą dla Tzeentcha.
Moim zdaniem to, co tutaj
przedstawiono, znalazło by większe zastosowanie w Deathwatch, ale twórcy Black Crusade upierają się, żeby z Necronów robić niemal głównych wrogów w
oficjalnych przygodach i kampaniach, z tego powodu poświęcono im sporo miejsca.
Poza kilkoma lokacjami dostajemy opisy i zasady dotyczące nowych jednostek
Necronów, takich jak CanoptekSpyder, Deathmark, Destroyer, Lychguard, Triach
Pretorian, czy rozmaici lordowie. Poza tym opisano też ważniejszych bohaterów i
nowe, całkiem ciekawe zdolności i zasady.
Całość części poświęconej
metalowym nieumarłym uzupełniona jest dość bogatym arsenałem. Trzeba przyznać,
że zaprezentowana broń i wyposażenie przykuwają uwagę i przy odrobinie inwencji
mogą stanowić oś całkiem ciekawej przygody. Zaznaczyć tu trzeba, że według tych
zasad i z taką technologią Necroni to prawdziwi badass, mogący stanowić
naprawdę trudny orzech do zgryzienia.
The Tome of Fate zakończony jest
dość tradycyjnie przygodą, nawiązującą do zawartości. Zaprezentowany scenariusz
dzieje się więc w jednym z magicznych miast planety Q’Sal, gdzie gracze mają okazję
wziąć udział w intrygach czarnoksiężników i wybrać pomoc jednej ze skłóconych
frakcji. Jak okazuje się w późniejszej części przygody, niekoniecznie może to
wyjść bohaterom na zdrowie. Nie będę się na ten temat rozpisywał, ale ta część
jest znośnie napisana, nie jest też sztywna i oddano graczom i mistrzowi sporo
swobody. Nie jest napisana na najwyższym poziomie super, ale można zagrać.
Jako całość Tome of Fate
prezentuje się więc naprawdę dobrze, jeśli zastanawiacie się nad kupnem
jakiegoś dodatku źródłowego dotyczącego Chaosu, nie szukajcie dalej. W sumie
mogę z czystym sercem polecić Tome of Fate, nawet tym, którzy nie posiadają Black Crusade, jest to doskonała kopalnia wiedzy do każdego z systemów Warhammera
40.000.
2 komentarze:
Apropos twojej chęci porządnej książki o Tysiącu Synów - baaardzo mocno polecam świeżutką powieść "Ahriman: Exile" autorstwa Johna French. Na razie tylko w formie e-booka ze strony BL, ale już niedługo wejdzie normalnie do druku. :)
Dzięki, widziałem właśnie grafikę z okładki tej książki gdzieś na sieci. Czeka w takim razie w kolejce do czytania po Pariach. Teraz kończę właśnie bardzo ciekawy cykl military sf(jestem przy 8 tomie), zacząłem też pisać jego recenzję na stronę. Mam nadzieję, że w tym tygodniu dam radę wrzucić. Seria godna polecenia. Zdecydowanie mniej epicka niż to co dzieje się w świecie Warhammera, ale też ciekawa.
Co do Thousand Sons, mam do nich jakąś słabość. Do bitewniaka kolekcjonuję (staram się) obydwie armie, pre-heresy i już późniejszych z Chaosu.
Prześlij komentarz