1 stycznia 2013

The Tome of Fate - recenzja, niespodziewanie ciekawy dodatek


Ostatnio zaczynałem odnosić coraz większe wrażenie,  że cała marka Warhammera 40.000 i polityka wydawnicza Fantasy Flight Games zaczyna bardzo przypominać to, co działo się ze Światem Mroku. Masa mało użytecznych dodatków zapychających tylko terminarz linii wydawniczej. Tym bardziej po co najwyżej średnio udanych rozszerzeniach w stylu Koronus Bestiary z przyjemnością i uczuciem satysfakcji skończyłem lekturę The Tome of Fate, przeznaczonego do systemu Black Crusade.

Z góry zaznaczam, co podkreślałem już w recenzji Balack Crusade, że system ten traktuję bardziej jako źródło wiedzy na temat sił Chaosu, niż faktyczny, grywalny setting. Z takim samym nastawieniem podchodzę do wszystkich dodatków, na szczęście, Tome of Fate, to rozszerzenie mające za cel dostarczenie graczom i mistrzom gry informacji, a nie kolejnej kampanii i scenariuszy.

The Tome of Fate to podręcznik źródłowy dotyczący jednego z głównych bóstw Chaosu, Tzeentcha (osobiście mojego faworyta wśród największych potęg Chaosu). Kupując tą książkę otrzymujemy 144 strony naprawdę przydatnych informacji. Mam tylko nadzieję, że dodatki omawiające pozostałych bogów zostaną napisane w podobny sposób.

W czterech głównych rozdziałach znajdziemy wszystko co przyda nam się przy prowadzeniu przygód związanych z Tzeentchem i jego wyznawcami, wiele przydatnych rzeczy dodających kolorytu całej zabawie. Jeśli jednak grasz, lub prowadzisz Black Crusade, rozszerzenie to będzie dla ciebie jeszcze bardziej pożyteczne.

To kim jest Tzeentch i jak wyglądają jego najbardziej znane sługi wie większość osób znających Warhammera 40.000. Wydaje mi się, że prawie wszystkie najważniejsze informacje na ten temat udało się autorom skutecznie zawrzeć w tym dodatku. Cała natura bóstwa, jego samo serce, jest tak zmienne i chaotyczne, że wpływa na wszystko czego tylko Tzeentch dotknie swym korumpującym dotykiem. Dlatego większość jego sług i oddanych mu terytoriów przejawia jakieś cechy Pana Zmian.

Tzeentch to Architekt, mistrz w knuciu intryg, planowaniu i cierpliwości. Jak autorzy niejednokrotnie stwierdzają, możliwe, iż wszystkie dalekosiężne plany bóstwa nie służą wcale żadnemu konkretnemu celowi (np. zapanowaniu nad wszechświatem), lecz są celem same w sobie. Tzeentch jako uosobienie zmiany, może odnajdować cel w drodze do celu, gdyż jego osiągnięcie oznaczałoby uzyskanie pewnej formy stałości, co było by sprzeczne z samą ideą Chaosu (najlepiej właśnie utożsamianego przez ten kosmiczny byt). Mam wrażenie, że Tome of Fate udało się uchwycić tą właśnie esencję i dobrze ją zobrazować, zwłaszcza w bardziej „literackich” częściach książki.

Pierwszy rozdział to właśnie dywagacje na temat zmiany, Chaosu, mutacji, Tzeentcha i najważniejszych spraw, które go dotyczą. Wydaje mi się, że ważną rzeczą do uświadomienia sobie jest to, że Architekt Losu sprawia wrażenie najmniej złej, a nawet czasem dobrej mocy służącej (będącej) Chaosowi,  o ile można użyć stwierdzenia „dobry” w stosunku do bóstwa Chaosu.

Zmiana, której Tzeentch jest patronem, jest esencjonalnym elementem rozwoju, jednocześnie staje się niejako ucieleśnieniem ewolucji, ludzkiego (w świecie Warhammera nie tylko) pędu do doskonałości, osiąganiu i przekraczaniu coraz to nowych granic. Nic więc dziwnego, że Tzeenetch przyciągnął na przestrzeni wieków aż tylu oddanych zwolenników (ok, mniej lub bardziej świadomych kultystów;). Co więcej, jego działania nie noszą znamion „wulgaryzmu siłowego”, wiele planów Architekta jest znacznie bardziej subtelnych, niejednokrotnie ci, którzy stają się w jego rękach narzędziami, nawet nie zdają sobie z tego sprawy.

To właśnie staje się wyraźnie widoczne nie tylko w pierwszym, ale i w drugim rozdziale Tome of Fate, który przedstawia sługi Bóstwa Zmian. Od tysiącleci w skład sił Tzeentcha wchodzą zarówno rozmaite demony, jak i śmiertelnicy (bardziej lub mniej śmiertelni). Nie należy się też dziwić, że wśród istot oddanych temu bóstwu Chaosu znajduje się tak wielu czarnoksiężników i psioników, gdyż to właśnie on uznawany jest też za patrona magii wszelakiej, który obdarza wiernych wyznawców mocami i nadnaturalnymi darami.

Ja z największą niecierpliwością czekałem aż dojdę do części zawierającej informacje na temat jednych z moich ulubionych zakonów AdeptusAstartes (dobrze, obecnie Marines Chaosu), Thousand Sons oraz Alpha Legion. Niestety tutaj trochę się zawiodłem, liczyłem na jakąś dłuższą lekturę (może doczekam się kiedyś jakiejś dobrej książki z Black Library dotyczącej obecnych Thousand Sons, nie liczę tutaj świetnych tytułów z serii Horus Heresy), zamieszczone wiadomości są podstawowe i nie rozszerzają za bardzo kanonu. Otrzymujemy jednak możliwość i zasady pozwalające na stworzenie postaci będącej czarnoksiężnikiem Thousand Sons oraz Alpha Legion Chaos Space Marine.

Oczywiście poza Marines znajdziemy w tym rozdziale również opisy bardziej ludzkich czarnoksiężników, czy heretyckich kapłanów maszyn, jednak i tym razem nie ma tego wiele. Większość miejsca poświęcono tutaj standardowo nowej broni, wyposażeniu, darom bóstwa, czy nowym mocom psychicznych i magicznym. Ktoś mógłby to uznać za zapychacz miejsca, jednak przedstawione zasady i przedmioty są dość interesujące i znajdują zastosowanie w trakcie rozgrywki.

Trzeci z rozdziałów to tak naprawdę esencja całego Tome of Fate. Zawiera on opis planet wewnątrz ScreamingVortex oddanych Tzeentchowi lub będących pod jego kontrolą. Miejsca te opisano solidnie i są one dość różnorodne. Jeden z ciekawszych fragmentów poświęcony jest planecie Q’Sal, której praktycznie cała populacja to czarnoksiężnicy. Planeta ta jest też jednym z największych źródeł nowych broni, silników wojennych, okrętów kosmicznych i demonicznych broni. Jak przystało na świat oddany Panu Zmiany, każde z wielkich miast jest zupełnie inne i specjalizuje się w innych dziadzinach magii. To oczywiście tylko jedno z kilku przedstawionych miejsc.

Rozdział ten zawiera również opisy i charakterystyki demonów (Dysków, Flamerów, Horrorów) i nawet demonicznych książąt. Pewnym zaskoczeniem może okazać się umieszczenie w tym rozdziale rtakże Necronów, przedstawionych nieco, jako swoiste nemezis Tzeentcha  i jego sług. Necroni stanowią tutaj antytezę tego czym jest Chaos i zmiana. Odrzucili swą śmiertelność, indywidualność i wszystko to co mogło by ich łączyć z Architektem Losu. Istnieją w zupełnej stagnacji od niepojętych mileniów, nie są podatni na moce Osnowy, ani na żadne ziemskie (i nie tylko) pokusy, są swoistą anatemą dla Tzeentcha.

Moim zdaniem to, co tutaj przedstawiono, znalazło by większe zastosowanie w Deathwatch, ale twórcy Black Crusade upierają się, żeby z Necronów robić niemal głównych wrogów w oficjalnych przygodach i kampaniach, z tego powodu poświęcono im sporo miejsca. Poza kilkoma lokacjami dostajemy opisy i zasady dotyczące nowych jednostek Necronów, takich jak CanoptekSpyder, Deathmark, Destroyer, Lychguard, Triach Pretorian, czy rozmaici lordowie. Poza tym opisano też ważniejszych bohaterów i nowe, całkiem ciekawe zdolności i zasady.

Całość części poświęconej metalowym nieumarłym uzupełniona jest dość bogatym arsenałem. Trzeba przyznać, że zaprezentowana broń i wyposażenie przykuwają uwagę i przy odrobinie inwencji mogą stanowić oś całkiem ciekawej przygody. Zaznaczyć tu trzeba, że według tych zasad i z taką technologią Necroni to prawdziwi badass, mogący stanowić naprawdę trudny orzech do zgryzienia.

The Tome of Fate zakończony jest dość tradycyjnie przygodą, nawiązującą do zawartości. Zaprezentowany scenariusz dzieje się więc w jednym z magicznych miast planety Q’Sal, gdzie gracze mają okazję wziąć udział w intrygach czarnoksiężników i wybrać pomoc jednej ze skłóconych frakcji. Jak okazuje się w późniejszej części przygody, niekoniecznie może to wyjść bohaterom na zdrowie. Nie będę się na ten temat rozpisywał, ale ta część jest znośnie napisana, nie jest też sztywna i oddano graczom i mistrzowi sporo swobody. Nie jest napisana na najwyższym poziomie super, ale można zagrać.

Jako całość Tome of Fate prezentuje się więc naprawdę dobrze, jeśli zastanawiacie się nad kupnem jakiegoś dodatku źródłowego dotyczącego Chaosu, nie szukajcie dalej. W sumie mogę z czystym sercem polecić Tome of Fate, nawet tym, którzy nie posiadają Black Crusade, jest to doskonała kopalnia wiedzy do każdego z systemów Warhammera 40.000.



2 komentarze:

Apropos twojej chęci porządnej książki o Tysiącu Synów - baaardzo mocno polecam świeżutką powieść "Ahriman: Exile" autorstwa Johna French. Na razie tylko w formie e-booka ze strony BL, ale już niedługo wejdzie normalnie do druku. :)

Dzięki, widziałem właśnie grafikę z okładki tej książki gdzieś na sieci. Czeka w takim razie w kolejce do czytania po Pariach. Teraz kończę właśnie bardzo ciekawy cykl military sf(jestem przy 8 tomie), zacząłem też pisać jego recenzję na stronę. Mam nadzieję, że w tym tygodniu dam radę wrzucić. Seria godna polecenia. Zdecydowanie mniej epicka niż to co dzieje się w świecie Warhammera, ale też ciekawa.

Co do Thousand Sons, mam do nich jakąś słabość. Do bitewniaka kolekcjonuję (staram się) obydwie armie, pre-heresy i już późniejszych z Chaosu.

Prześlij komentarz