15 października 2012

Fear to Tread - recenzja

Nigdy nie ukrywałem swojego zamiłowania do książek osadzonych w świecie warhammera 40k, zwłaszcza serii Horus Heresy. Nie zawsze zgadzałem się jednak z polityką wydawniczą i kolejnością publikowanych tytułów/tematów. Każdy ma własnych faworytów wśród legionów Astartes, a tak się składa, że wśród moich znajdują się między innymi Blood Angels, Raven Guard i Salemander. Właśnie na książkę o tych pierwszych czekałem z niemałą niecierpliwością (zwłaszcza, że armia Raven Guard doczekała się już świetnego tytułu). 

Owszem Blood Angels pojawiali się już sporadycznie w serii Horus Heresy, na przykład w jednym z początkowych tomów Horus Rising, jednak dopiero teraz doczekali się oni pełnej publikacji zatytułowanej Fear to Tread. Muszę przyznać, że pokładałem spore oczekiwania w tym tytule i co najważniejsze, nie zawiodłem się. Pisanie o losach zakonu Blood Angels w trakcie herezji nie jest proste, gdyż według oficjalnych informacji nie grali oni wielkiej roli w rozwoju wydarzeń. Sanguinus i jego synowie zostali profilaktycznie odsunięci w dalekie zakątki galaktyki przez Horusa i na nowo dali o sobie znać w pełnej sile dopiero w trakcie obrony Tery. 

Jednak nie oznacza to, że nie mili przygód. Właśnie na odległych galaktycznych rubieżach Krwawe Anioły czekała jedna z najtrudniejszych potyczek w ich historii. Walka w trakcie której zmieni się cały legion, a ofiarami będą zarówno Sanguinus jak i jego dzieci. Rany które zostaną im zadane będą miały nie tylko postać fizyczną, ale i psychiczną na zawsze zmieniając legion. Historia upadku Anioła i jego dzieci na Signus Prime była oczywiście znana fanom Warhammera, jednak autorowi udało się ją opowiedzieć w sposób ekscytujący i satysfakcjonujący. Co do konstrukcji scenariusza mógłbym trochę ponarzekać tylko na przydługi wstęp i rozpędzanie fabuły z prędkością trabanta. Na szczęście gdy już dojdziemy do właściwej akcji, wszystko zaczyna się dziać błyskawicznie i nie ustaje. To powolne rozwinięcie staje się też okazją do zapoznania się z bohaterami oraz postawą Sanguinusa i jego legionu. 

Bohaterowie Fear to Tread skonstruowani są bardzo udanie i stanowią udany przekrój przez całą armię Blood Angels. Mamy więc przekrój przez całą strukturę legionu, od Sanguinary Guard, przez byłych librarianów po zwykłych marines. Dużo uwagi przykuwają problemy Edyktu z Nikeae i rozwiązania librarium, zwłaszcza że przez legionem pojawią się przeszkody w postaci czarnoksięstwa i demonów. Mkani Kano, to jedna z moich ulubionych postaci, nie tylko z tej książki, ale z pośród wszystkich opisanych do tej pory w Horus Heresy psioników. Jak na Astartes jest on targany wieloma emocjami, stara się spełniać swą nową rolę jednocześnie mając na myśli głównie dobro legionu. 

Prawdziwą ostoją dobroci i humanizmu jest jednak Sanguinus, który stanowi praktycznie uzewnętrznienie dobrego mienia legionu i jego troskliwości o ludzkość. Ważną rolę spełnia też Amit, późniejszy pierwszy Mistrz Zakonu Flesh Tearers, bohater szczery do bólu, prostolinijny i logiczny, stanowiący poniekąd przeciwwagę dla niejakiej naiwności reszty postaci. Postać niezwykle honorowa i za razem tragiczna, jak się okazuje. Na planecie Signus Prime legionowi Blood Angels przyjdzie się zmierzyć z największym przeciwnikiem i nie będą to wcale demony, największym wyzwaniem okaże się walka z samym sobą. Tutaj po raz pierwszy na światło dzienne wyjdzie „skaza”, czerwone Pragnienie, przekazana wszystkim wojownikom przez ich genetycznego ojca, te wydarzenia na zawsze zmienią Krwawe Anioły. Tutaj Sanguinus i jego zaufani będą zmuszeni przed samymi sobą i przed swymi braćmi dostrzec skalę problemu, który zostanie rozpalony do tego stopnia, że zacznie pochłaniać wszystko na swojej drodze, aż wreszcie zwróci się sam przeciwko sobie. 

Poza doskonale stworzonymi postaciami wojowników Imperatora, całkiem nieźle wywiązał się z zadania przedstawienia czytelnikowi demonów Chaosu. Są to istoty ohydne, chaotyczne, bluźniercze i knujące nawet przeciwko sobie wzajemnie. Jeden spisek zostaje przerwany i zmieniony następnym, lojalność nigdy nie jest w stu procentach zapewniona i widać wyraźnie rozdźwięk pomiędzy służącymi Chaosowi, a wiernymi Horusowi oraz jego planom. 

Nie ma zbyt wielu rozwiniętych opisów dużych starć, w trakcie bitw „kamera” zwykle podąża za wybranymi wojownikami, często jest to sam Sanguinus, jednak te personalne potyczki przedstawione są bardzo dobrze. Poza starciami fizycznymi doczekamy się też walki w świecie psychicznym, która okaże się niezbędna do ocalenia legionu. Głównym tematem Fear to Tread nie jest jednak walka, a zdrada i jej wpływ na legion Blood Angels. Zdrada czai się niemal na każdym kroku i uderza z wielu kierunków. Horus zdradza swego ukochanego brata, który nie jest w stanie przyjąć i zaakceptować tej wiedzy, co prowadzi do tragicznych konsekwencji. Legioniści Word Bearers w szczycie kosmicznej bitwy zdradzają swych braci i zostawiają ich na pastwę losu, pomimo tego serce i swoista naiwność Krwawych Aniołów nie pozwala im zaakceptować tego faktu i podobnie jak i założyciel wolą nie wierzyć niż zaakceptować nową rzeczywistość. 

W otoczeniu legionu również szerzy się nieufność, Malcaror wysyła strażników, mających zapewnić przestrzeganie imperialnego edyktu dotyczącego mocy psychicznych i zapobiec potencjalnym heretyckim działaniom. Demony Khorna i Slaanesha knują nawet przeciwko sobie, pragnąc realizować własne plany, jeden dąży do zniszczenia i śmierci, a drugi pragnie wypaczyć Sanguinusa i jego synów, by przyłączyli się do sił Chaosu. Jest to jedna z najciekawszych książek Horus Heresy, zwłaszcza wśród nowszych tytułów. Na pewno spodoba się wszystkim fanom Blood Angels, ale gwarantuję, że nie tylko. 

Na koniec mogę dodać, że słuchałem też fragmentu audiobooka. W związku z brakiem czasu coraz częściej uciekam się do tej formy książek. Niektórzy mogą sądzić, że to kwestia lenistwa (kiedyś sam tak myślałem), jednak obecnie stwierdzam, że jest to bardzo dobra forma dla kogoś, kto nie ma czasu na regularne czytanie. Nadal wolę przeczytać książkę samemu, jednak zdarza mi się, że jadąc tramwajem, busem, tam gdzie nie zawsze mógłbym wyciągnąć książkę, słucham audiobooka. Dodatkowym plusem tego jest niezłe udźwiękowienie i lektorzy pracujący dla Black Library. W przypadku Fear to Tread, ugłosowienie jest ok, zwłaszcza przy postaciach męskich, ale miejscami mogłoby być lepiej. Trochę gorzej wychodziły lektorowi impresje głosów kobiecych i demonów, no ale może się czepiam.

Autor: M.K.

Jeśli podobał ci się tekst, kliknij "Lubię to" na stronie głównej, albo na Facebookowym profilu Sthenno,  lub podziel się wrażeniami w komentarzu. Wasze wsparcie daje nam motywację i pomaga w dalszym rozwoju serwisu Sthenno

1 komentarze:

Niestety z racji natłoku obowiązków i wielu wiszących nad głową spraw, troszkę zapuściliśmy stronkę. Dzisiejszy tekst też "na szybko", ale postaramy się by znowu artykuły pojawiały się w miarę regularnie.

Prześlij komentarz