Swoją przygodę z modelarstwem zacząłem w czasach szkoły
średniej. Z przyjemnością kupowałem pierwsze modele samolotów i czołgów, jednak
nigdy nie byłem specjalnie zadowolony ze swoich zdolności malarskich i
końcowego efektu. Po długiej przerwie, już pod koniec studiów, zainteresowałem
się bardziej grami bitewnymi i malowaniem figurek. Po początkowych koszmarach,
które wychodziły spod mojego pędzla, osiągnąłem poziom, przy którym
przynajmniej nie wstydziłem się pokazywać swojej twórczości innym, jednak nigdy
nie byłem specjalnie usatysfakcjonowany z efektów swojej pracy. Przełom dla
mnie nadszedł, w chwili, gdy zacząłem nieśmiało przygodę z aerografem.
Nie ma co ukrywać, że pierwsze zakupy odpowiedniego
wyposażenia mogą wydawać się drogie. Dla mnie było to chiński aerograf
kosztujący ok 120 zł i do tego malutki( teraz już wiem, że beznadziejny)
kompresor. Osobno zaopatrzyłem się w kilkanaście farbek, każda po 8-10 zł,
dodatki w postaci szczotek do aerografu, rozcieńczalników itp. Nagle, z dnia na
dzień, część mojej pracy stała się znacznie łatwiejsza. Nakładanie podkładu
szło błyskawicznie a cienka warstwa farby nagle nie zamazywała szczegółów.
Podobnie było w przypadku malowania pojazdów czy broni energetycznych, wszystko
szło szybko i gładko.
Są osoby, które uważają używanie takiego sprzętu za
"oszustwo", "skróty" w malowaniu. Poniekąd jest to prawda,
aby osiągnąć podobne efekty pędzlem, jak przy malowaniu aerografem, trzeba
posiadać spore umiejętności i poświęcić temu znacznie więcej czasu. Ja odbieram
to jednak jako drzwi do nowych możliwości, do tej pory dla mnie niedostępnych.
Oczywiście nie da się w taki sposób malować każdego
modelu. Taka technika jest najwygodniejsza przy większych wzorach, pojazdach
typu Land Raider, Rhino i tym podobnych, sprawdza się za to jeszcze lepiej przy
Tytanach (ja właśnie pracuję nad rozpoczęciem swojego Phantoma i Warhounda).
Sprawa wygląda nieco bardziej skąplikowanie, przy mniejszych figurkach.
Ja nie jestem w stanie pomalować całej figurki wyłącznie
aerografem, są osoby, które byłyby to w stanie zrobić, ja jednak do nich nie
należę i bardzo daleko mi do takiego poziomu. Do czego więc może mi się przydać
areograf przy takiej skali? Po pierwsze do nakładanie podkładu. Pozwala to na
położenie cienkiej, nie zalewającej całego modelu warstwy farby. Trwa to dłużej
niż zwykłym podkładem w sprayu, ale warto.
Co dalej? Możemy dość prosto wykonać preshading, czyli
przykryć ciemniejszym kolorem, miejsca które będą zaciemnione na figurce, po
nałożeniu właściwego koloru stworzy to ładne i naturalne przejścia barw.
Dodatkowo zacząłem w ten sam sposób malować rozjaśnienia oraz cienie na
figurkach, zazwyczaj pryskam jaśniejszą farbę od góry, z tej strony, z której
ma padać światło i delikatniej ciemniejszą farbą z przeciwnej strony, dopiero
potem zaczynam malować pędzlem.
Niestety nie ma róży bez kolców, chińskie aerografy nie
należą do najwydajniejszych. W krótkim czasie zepsułem – zużyłem, aż dwa.
Często się zapychały, czyszczenie było bardzo żmudne, a elementy delikatne,
zwłaszcza gumowe uszczelki i głowica. Kompresor też nie zachwycał, był bardzo
głośny i nagrzewał się strasznie szybko, pomimo tego, nie chciałem rezygnować z
korzystania aerografu i zacząłem szukać innych rozwiązań.
Po zapoznaniu się z rozmaitymi opiniami, recenzjami i
tutorialami, wybór wydawał się dość prosty, prawie każdy polecał sprzęt firmy
Harder & Steenbeck. Początkowo hamowała mnie cena, za wysoka mówiąc krótko,
jednak ostatecznie zdecydowałem się na zakup najtańszej opcji, czyli aerografu
Harder & Steenbeck ULTRA. Jeśli jesteście ciekawi
standardów firmy, sprawdźcie poniższe wideo.
Na początku nie spodziewałem się wiele, zwłaszcza, że wybrałem
najtańszą dostępną opcję H&S. Jakież było moje zaskoczenie, to tak jakbym
przesiadł się z Fiata na Ferrari. Doskonałe wykonanie urządzenia zachwyciło
mnie, aerograf praktycznie się nie zapychał, a jeśli już do tego dochodziło to czyszczenie
trwało dosłownie chwilkę i było dziecinnie łatwe.
Jak mówią apetyt rośnie w miarę jedzenia i zacząłem
zastanawiać się nad zakupem droższego sprzętu, z pomocą przyszła mi firma
powietrzny.com, która udostępniła mi do przetestowania trzy najpopularniejsze aerografy
dostępne obecnie w ofercie firmy Harder & Steenbeck.
Najtańsza opcja to wspomniany już Harder & Steenbeck ULTRA, pomimo tego, że to najuboższy „brat” z całego rodzeństwa i tak jest
znacznie lepszy niż każda chińska podróbka dostępna w sklepach internetowych
czy na allegro. Wyglądem przypomina nieco droższego Evolution, jednak główną
różnicą jest brak możliwości regulacji, ograniczania wielkości plamki. Zbiorniczek
na farbę zmontowano na wcisk, nie na wkręt i ma pojemność 2 ml. Wyposażony jest
w dyszę o wielkości 0,2 mm, natomiast całość urządzenia wykonano ze stali
odpornej na korozję i rozpuszczalniki (ważne przy czyszczeniu).
Jest to narzędzie dobre dla osób zaczynających przygodę
z aerografami, sprzyja temu między innymi nieco twardszy spust niż w innych
modelach. Przycisk wypuszczania farby jest dość twardy w użyciu, w moim
odczuciu pomocne jest to nowicjuszom, lecz może przeszkadzać bardziej
doświadczonym malarzom. Wszystkie części przylegają do siebie idealnie a ich dokręcenie jest banalnie proste, dzięki temu zminimalizowano ryzyko osadzania się farby. Poniżej możecie zapoznać się ze zdjęciami oraz
konstrukcją tego modelu.
Druga, droższa wersja, to Harder& Steenbeck EVOLUTION. Niech was nie odstraszy z
pozoru tandetne, plastikowe żółte pudełko, jest to idealny przykład tego, by
nie oceniać książki po okładce. Po otwarciu przywita nas urządzenie świetnie
wykonane, którego korpus został wykonany ze stali i pokryty chromem.
Na pierwszy rzut oka jest on podobny do wersji Ultra,
jednak w użyciu różni się dość znacznie. Pierwsza zauważalna zmiana, to
umieszczenie na końcu aerografu kontrolki przepustowości powietrza. Pozwala to na
ustalenie jak daleko możemy odchylić spust, więc kontrolujemy tym maksymalną
grubość plamki farby. Strumień wyrzucanego powietrza jest płynny i pozwala na
dużą kontrolę nad farbą i równomierne rozprowadzanie kolorów.
Dużą zmianą jest też czułość spustu, w tym przypadku
jest on bardzo delikatny, dla niektórych może nawet za bardzo. Z jednej strony
pozwala to na znacznie dokładniejszą kontrolę nad strumieniem powietrza i
farby, a wraz z dyszą 0,2 mm można uzyskać zaskakująco cienkie linie, z
drugiej grozi wyrzuceniem całej farby za jednym, dwoma pociągnięciami spustu.
Dostępny jest on w wersjach: zwykły Evolution oraz
Evolution Silverline (różnica polega między innymi na materiale z jakiego
wykonano uszczelki, dzięki temu aerograf jest odporny na rozpuszczalniki).
Harder & Steenbeck Evolution to moim zdaniem
najlepsze rozwiązanie dla modelarzy, jest to solidnie wykonane urządzenie z
wieloma możliwościami, łatwe w konserwacji, oferujące dużą precyzję pracy, w przystępnej
cenie. Poniżej można zapoznać się z kilkoma dodatkowymi zdjęciami.
Ostatni z testowanych modeli to Harder & SteenbeckINFINITY, czyli aerograf z nutką ekstrawagancji. Infinity różni się wizualnie
od wcześniej opisywanych aerografów tak mocno, jak Ultra od chińskiej podróbki.
Sami możecie zobaczyć na zdjęciach, z jaką precyzją i dbałością o detale został
wykonany. Całe urządzenie to nic innego jak chromowana stal, z czerwoną
rękojeścią wzbogaconą złotymi elementami. Mamy wrażenie, że trzymamy w rękach
pióro wykonane ze złota, a nie aerograf.
Jak zaznacza producent, dla zwiększenia precyzji,
wykorzystano potrójną wewnętrzną powłokę miedzi i niklu, to natomiast
uwieńczono chromowaną powierzchnią o wysokim połysku. Dzięki temu, sprzęt nie
tylko ma wygadać imponująco, ale również zmniejszać ryzyko wystąpienia alergii.
Infinity charakteryzuje się również innowacyjnym
uszczelnieniem igły (Longlife), które składa się z trzech odpornych na
rozpuszczalniki uszczelek PTFE. Uszczelki te, według producenta, zapewniają
niezawodną ochronę przed niepożądanym mieszaniem się powietrza i farby (w moim
dotychczasowym doświadczeniu, jest to szczera prawda).
Dysza jak zawsze w produktach Harder & Steenbeck
jest bardzo prosta do wyczyszczenia, tym razem jednak podniesiono to na jeszcze
wyższy poziom. Dzięki specjalnej „otwartej” koronce nieposiadającej kanałów powietrznych,
twórcy zapobiegli osadzaniu się farby. Proste rozwiązanie a oszczędza przerw w
pracy. Dokładnie widzimy, kiedy farby jest zbyt wiele i pojawia się groźba
utrudnienia malowania.
Podobnie jak w wersji Evolution, Infinity posiada
regulację wielkości plamki maksymalnej, jednak tym razem mechanizm nieco
zmodyfikowano. Jest on dokładniejszy, wprowadzono czytelniejszą podziałkę, a
dzięki opcji Quick Fix, można ustawić dwa zakresy plamki. Linie malowane tym
sprzętem potrafią być naprawdę cienkie i proste. Warto tutaj wspomnieć o
dodatkowej nakładce dystansowej, pozwalającej na malowanie prostych linii o
stałej wielości, na gładkiej, prostej powierzchni (np. kartka).
Na koniec muszę niestety wspomnieć o minusach tego
modelu. Po pierwsze cena, z tego względu polecam ten aerograf, osobom, które
wiedzą co robią i szukają dobrego sprzętu na lata, jednocześnie chcąc nieco
„poszpanować”. Druga „wada” to wąska dysza i głowica, niestety z tego powodu, Infinity nie nadaje się do używania wraz z większością
najpopularniejszych farb do aerografów. Farby typu Vallejo Model Air okazują
się zbyt gęste i nie da się nimi malować. Doskonale za to sprawdzają się farby
PRO-COLOR, ich minusem jest jednak to, że są droższe od popularnej serii Vallejo.
Każdy z opisywanych aerografów Harder & Steenbeck
dostępny jest w większej ilości wersji, najczęściej 2w1, co oznacza dodatkową,
zazwyczaj szerszą dyszę. Często można też dokupić dodatkowe pojemniczki,
uszczelki, czy zawory.
Ja osobiście bardzo polecam całą linię, spróbujcie,
jeśli nie chcecie wydawać zbyt wiele, zaopatrzcie się w Harder & Steenbeck
Ultra, a jeśli macie ochotę na zupełnie nową jakość, kupcie Evolution.
Dziękujemy firmie Powietrzny.com za udostępnienie sprzętu oraz akcesoriów do recenzji.
Strona firmy wraz z cennikiem
Aukcje Allegro
Profil Facebook
Dziękujemy firmie Powietrzny.com za udostępnienie sprzętu oraz akcesoriów do recenzji.
Strona firmy wraz z cennikiem
Aukcje Allegro
Profil Facebook