Gry oddziałują na naszą
psychikę w rozmaity sposób, tematyką, wizją świata, a nawet sposobem jego
ukazania. Co jest dla nas straszniejsze, lęk przed niewielkimi zamkniętymi pomieszczeniami,
czy wrażenie niszczącej się przestrzeni? A może uczucie zamknięcia, tonięcia pod
wodami całego oceanu, wypełniania płuc płynem nie pozwalającym na złapanie oddechu, jest gorsze niż upadek z niebios i świadomość nieuchronnie zbliżającej się ziemi?
Takie pytania można sobie
początkowo zadawać rozpoczynając przygodę z nową odsłoną Bioshocka, jednak dość
szybko zdajemy sobie sprawę, że takie porównania stają się niezwykle trudne i
częściowo pozbawione sensu, dlaczego? Żeby się tego dowiedzieć, musicie
przeczytać resztę tej recenzji, lub jeszcze lepiej, samemu sięgnąć po opisywany
tytuł.
Uczta zmysłów
Bioshock Infinite to kontynuacja
dobrze znanej marki, z wyrobioną opinią i dość wysokimi oczekiwaniami, co do
następnych części. Wychodząc czysto z założenia kontynuacji, można by spróbować
uczynić grę jeszcze cięższą, zanurzyć gracza niemal całkowicie w szaleństwie
opanowującym Rapture, postarać się o jeszcze większą dawkę psychodelicznych
elementów, więc twórcy… poszli w zupełnie przeciwną stronę i bardzo dobrze!
Nowy Bioshock to
otwarte przestrzenie, prawdziwy bal kolorów, uczta wizualna ze światła, która
za stół ma całe niebiosa, aż po horyzont. Tym razem zrezygnowano z odmętów
morskich i całość gry osadzona została w podniebnym mieście Columbia. Wyjątkiem jest tutaj sam początek
gry, gdyż pierwsze sceny bardzo przypominają poprzednie części serii i mamy wrażenie,
że ponownie znajdziemy się pod wodą. Szybko jednak okazuje się, iż zamiast w
dół, przemieszczamy się w górę.
Co można powiedzieć o
świecie Bioshock Infinite? Cóż najlepiej oddaje to chyba szok, jakiego
doznajemy po raz pierwszy wychodząc na ulice Columbii. Wszystko jest
niesamowicie radosne, piękne, żywe i otwarte. W pewnych aspektach są to jedynie
pierwsze wrażenie, ale odczucie takie niemal w całości utrzymuje się przez resztę gry.
Strange new (old) world
Akcja Bioshock Infinite
rozgrywa się w roku 1912, w rzeczywistości, którą moglibyśmy nazwać alternatywną
do naszej. Historia ludzkości jest dość podobna, jednak postęp techniczny jest
znacznie większy i cały świat sprawia wrażenie steampunkowego. Zaszły też
istotne zmiany, w obszarach takich jak konflikty zbrojne, czy właśnie secesja Columbii,
która wystąpiła ze Stanów Zjednoczonych, nie tylko politycznie, ale i fizycznie
(uniosła się w powietrze).
Tak jak Rapture miało swego architekta, tak i
triumf Columbii zawdzięczany jest jednemu człowiekowi, osobie, która obecnie
znana jest, jako Prophet i cieszy się nie tylko bezwzględnym poparciem
politycznym, ale i czcią religijną. Całe miasto jest praktycznie jednym wielkim
pomnikiem ku czci postaci, jaką jest Zachary Hale Comstock (Father Comstock).
Na każdym kroku
zobaczymy pomniki, plakaty propagandowe, a nawet parady wystawiane w jego
imieniu. W tym samym czasie z głośników dobiega do nas spokojna muzyka, przerywana
co jakiś czas komunikatami, mówiącymi o tym, jak być dobrym obywatelem Columbii
i jak dobrze służyć Prorokowi. Żeby dostać się do samego miasta, trzeba zresztą nie tylko "sięgnąć niebios", ale jeszcze przejść chrzest (dość traumatyczny), aby urodzić
się na nowo i dołączyć do miejscowej wiary. Tylko wówczas wrota do miasta staną
przed nami otworem.
W Bioshock Infinite
przyjdzie nam się wcielić w postać dość enigmatycznego i dręczonego
przeszłością Bookera DeWitta, weterana i byłego agenta Pinkertona. Jak wiele
osób w jego profesji, popadł on w złe towarzystwo i narobił sobie długów oraz
potężnych wrogów. Teraz jedynym sposobem na ich spłacenie, wydaje się podróż do
dziwacznego podniebnego miasta, by sprowadzić stamtąd młodą dziewczynę imieniem
Elizabeth. To właściwie wszystko, co wiemy na samym początku. Nie chcę zdradzać
zbyt wiele z fabuły, więc tam gdzie mogę ograniczę się do ogólników i pojedynczych przykładów.
Po przybyciu do miasta,
jesteśmy przytłoczeni jego pięknem i pełnią życia. Columbia wydaje się
prawdziwym rajem, edenem swoich czasów. Jednak dość szybko, okazuje się, że ten
niebiański owoc, może mieć robaki. Miasto to opiera swoje istnienie na kilku
filarach. Pierwszym z nich jest wiara w Boga, na skraju dewocji, zresztą
przeniesiona ona zostaje również na twórcę miasta, zwanego przecież Prorokiem. Szybko dowiadujemy się też, że
motorem napędowym tutejszej cywilizacji jest niewolnictwo.
Zgadza się, punktem
krytycznym w wierze i zapatrywaniach mieszkańców Columbii jest ich wyższość,
nad innymi rasami, zwłaszcza Afrykańczykami. Jednak pełno jest też przesłanek
co do niższości innych narodowości, jak Azjatów, Indian, czy Irlandczyków. Jest to mocno kontrowersyjne, lecz w pewnym sensie zgadza się z
poglądami części społeczeństwa z przełomu XVIII i XIX wieku. Lincoln traktowany
jest jako wcielenie diabła, natomiast jego morderca jako święty.
Pod tym wszystkim
znajduje się prawdziwy huragan problemów, rozwijająca się rewolucja, tajne
stowarzyszenia, dziwne wynalazki, wyzysk, indoktrynacja i wiele innych. Pod
pięknym miastem znajdują się dzielnice fabryczne, gdzie robotnicy pracują
niczym w ulu (ich cykl życia wzorowany jest na życiu owadów), a jeszcze dalej odnajdujemy dzielnice biedoty i
niewolników. Gdy rozeznamy się trochę w rzeczywistości, okazuje się, że miasto
siedzi na beczce prochu, czekającej aby ktoś podpalił lont, tym kimś możemy się
strać właśnie my oraz tajemnicze dziewczę, które mamy uprowadzić.
Dziewczyna
Właśnie Elizabeth
okazuje się okiem huraganu zdarzeń. Dziewczyna posiada niesamowite zdolności
tworzenia wyrw pomiędzy światami, a nawet przenoszenia się pomiędzy nimi, coś
czego doświadczymy w późniejszej części rozgrywki. Warto jednak napisać o tej
postaci kilka słów więcej, gdyż jest to najwyraźniejsza i najlepiej stworzona
postać w całym Bioshocku.
Elizabeth całe swoje
życie spędziła w zamknięciu, gdy wreszcie zostaje uwolniona zachłystuje się
światem i w ciągu tych kilkunastu godzin gry, dorasta w przyśpieszonym tempie.
My towarzyszymy jej w ciągu tej całej wędrówki, dzięki czemu widzimy jak
doskonale oddano jej emocje i dylematy. Z początku całkowicie naiwna, po jakimś
czasie zdaje sobie sprawę, jakim „dupkiem” jest główny bohater i że jego
zadaniem jest uratowanie jej, tylko po to by zamknąć ją w innej klatce. W trakcie tej swoistej
ewolucji zmianom ulega zachowanie tej postaci, jej mimika, to co mówi i jak nam
pomaga. Przyjemnie jest obserwować te wszystkie szczegóły.
Dziewczyna towarzyszy
nam prawie przez całą grę i jest niezwykle użyteczna. Znajduje pieniądze,
apteczki, amunicję i to czego nam w danej chwili potrzeba, umie nawet otwierać
zamki wytrychami. Ponadto po jakimś czasie rozwija umiejętność sprowadzania pewnych
elementów z innego świata, do obecnego, pomagając nam tym w walce lub
eksploracji.
Niestety przy tej
postaci bledną bardzo wszystkie inne, nawet ważniejsi antagoniści i sam główny
bohater. Pomimo pierwszego wrażenia życia, większość postaci milczy, albo
wypowiada jedną kwestię. Po jakimś czasie orientujemy się, jak sztuczne są
niektóre elementy świata, twórcy mogli się tutaj bardziej wysilić, zwłaszcza,
że starali się wiarygodnie oddać duże, aktywne, żyjące miasto.
Wykonanie
Co do grafiki jest ona
na bardzo wysokim poziomie, przynajmniej w całościowym przedstawieniu. Miasto
stworzone zostało świetnie, budynki są ładne, ogrody kolorowe, woda
realistyczna, a wszystko to rozświetlane jest przez fenomenalnie oddane
promienie słońca. Projekty postaci są ciekawe i oryginalne, na ulicach
znajdziemy tłumy rozmaitych przechodniów, w każdym wieku. Jeśli zajrzymy za
jakieś uliczne zaułki, znajdziemy nawet dzieciaki podpalające ukradkiem
papierosy.
Nie ma jednak róży bez
kolców, co wyraźnie widać w grafice prezentowanej przez Bioshock Infinite. Jak wspomniałem
wszystko wygląda pięknie, jednak do momentu zanim zaczniemy się dokładniej
przyglądać. Niestety niektóre elementy zostały potraktowane po macoszemu, na
przykład krzaki z kwiatami, chodniki i ulice oraz sporo innych rzeczy. Gdy
zbliżymy się, wyraźnie widać płaskość i kwadratowość oglądanych przedmiotów. Wprawdzie nie
jest to grzech śmiertelny, gdyż zauważy się to dopiero z bardzo bliska, ale
jednak kłuje w oczy.
Kolejną bolączką jest
chyba kiepsko zoptymalizowany silnik graficzny. Oczywiście nie mamy tutaj do czynienia
z czymś takim, co miało miejsce w przypadku Gothica
3, ale jednak mogłoby być znacznie lepiej. Mam mocny komputer i naprawdę
dobrą kartę graficzną. Crysis 3 na
najwyższych parametrach szedł mi praktycznie bez problemu, jednak w przypadku
Bioshocka, miałem miejscami problemy.
Wymagania sprzętowe są
spore, ale jeśli je spełniamy gra przez większość czasu działa płynnie,
problemy zaczynają się przy przechodzeniu do nowych lokacji, wchodzeniu na nowy, większy teren i gdy natkniemy się na bardziej ekstremalne efekty świetlne
(przynajmniej u mnie tak było). Gra zwalniała mi z 60 klatek na sekundę do
12-14 i tak było przez kilka, do kilkunastu sekund. Moim zdaniem, to świadczy o
kiepskiej optymalizacji.
Rozgrywka i wyposażenie
Co do mechaniki
rozgrywki, to nie odbiega ona zbytnio od tego, co widzieliśmy w poprzednich
częściach Bioshocka. Wydaje mi się, że jest więcej strzelania i rodzajów broni,
jednak walki, jak dla mnie, ciekawsze były w pierwszych dwóch częściach
Bioshocka. Poza tym, jeśli ktoś chce, żeby gra byłą dla niego wyzwaniem,
powinien od razu zacząć od trudniejszego poziomu, gdyż Normal może być dla niego nudny i zbyt prosty.
Główny bohater w swoich
przygodach może posługiwać się zarówno bronią palną, jak i specjalnymi mocami,
zwanymi tym razem vigor. Wszystko działa
dość podobnie jak we wcześniejszych częściach. Nowych mocy uczymy się z dzięki
specjalnym eliksirom w butelkach. Po ich wypiciu możemy używać nowej mocy. Każda
z tych zdolności wymaga odpowiednią ilość „paliwa” uzupełnianego niebieskimi
buteleczkami, każda może tez być ulepszona w specjalnych automatach (większa
siła mocy, obszar, mniejsza cena i tym podobne).
Rodzajów dostępnej broni jest dość dużo, chociaż niektóre z nich to tylko zmodyfikowane modele wyposażenia dostępnego już wcześniej. W danej chwili możemy mieć tylko dwie bronie palne wspomagane atakiem wręcz. Każdą broń można ulepszyć w stoiskach, zwiększając jej wybrane parametry. Niestety wszystkie wspomniane wzmocnienia, zarówno broni, jak i mocy, są kosztowne, czasem nawet bardzo, a pieniędzy jest niewiele. Praktycznie nigdy nie będziemy w stanie wykupić ze sklepów wszystkiego co chcemy (stanowi to dodatkowy bodziec do eksploracji wszystkich pomieszczeń i odnajdywania każdej możliwej monety).
Poza vigorami i bronią
udostępniono też wyposażenie w postaci specjalnego ubrania, którego elementy
dają nam różne bonusy. Atak wręcz może razić prądem, któraś z broni może być
celniejsza, albo szybsza, konkretna moc ma zwiększone efekty itp. Nic
specjalnie wymyślnego, ale przydaje się. Specjalnymi napojami rozwijamy też
trzy główne statystyki, czyli zdrowie, tarczę i moc magiczną. Zazwyczaj gdy
odnajdziemy taką buteleczkę, możemy wybrać, na którą z trzech opcji chcemy
przeznaczyć odnaleziony punkt.
Sztuczna inteligencja
nie jest też specjalnie błyskotliwa, ale pomniejsi wrogowie są na tyle świadomi
naszej przewagi, że myślą o chowaniu i unikach. Potężniejsi przeciwnicy,
najczęściej biegną otwarcie prosto na nas lub polegają na swej sile ognia, stojąc w miejscu i ostrzeliwują bohatera. Walczymy z rozmaitymi postaciami,
jednak tym razem brakowało mi bardzo wyraźnego antagonisty, wiem że są trudni,
specjalni przeciwnicy, ale nikt, kto zapadłby mi w pamięć jak Big Daddy.
Kolorowo bajeczny tort wielosmakowy
Fabuła jest
wielowątkowa i przedstawiono ją zgrabnie oraz ciekawie. Poza tym, czego dowiemy
się od bohaterów, dodatkowe informacje znajdujemy na rozrzuconych po mieście
dziennikach audio. Naprawdę watro ich wysłuchać, gdyż nadają historii znacznie
więcej głębi i kolorytu. Przedstawiają też w wyraźniejszym świetle wielu
bohaterów niezależnych.
Skoro o dziennikach
audio mowa, to udźwiękowienie gry zasługuje na wyrazy uznania. Muzyka i odgłosy
zostały dobrane i skomponowane doskonale. Idealnie wręcz pasują do klimatu gry
i przedstawionego w niej świata. Bohaterowie mówią głosami wyraźnymi, nawet za
bardzo, co jest chyba zabiegiem celowym. Grając spokojnie możemy zamknąć oczy i
po samym głosie odgadnąć, że rozmawiamy z niewolnikiem, mieszczaninem, albo
kimś z wyższych sfer. Bardzo się cieszę, że jak na razie nie ma pełnej,
polskiej wersji językowej.
Chciałbym napisać
więcej, ale to oznaczałoby zdradzenie wielu rzeczy zawartych w scenariuszu, a
tego nie chciałbym robić, zwłaszcza w grze, która kładzie tak duży nacisk na
fabułę. Bioshock Infinite to świetna gra, powiedziałbym nawet fenomenalna, z
piękną grafiką (lekko kulejącą w szczegółach), bogatą historią i niezwykle
ciekawym światem. Dla niektórych pewnym mankamentem może być liniowość
rozgrywki i brak swobody, tak popularnej ostatnio w innych tytułach, jednak
ograniczenia te, jak mi się wydaje, były potraktowane wymaganiami fabuły.
Pomimo pewnych wad Bioshock Infinite to pozycja, w którą musicie zagrać. A jak wy uważacie? Podzielcie się swoimi wrażeniami w komentarzach.
Na koniec zapraszam do zapoznania się jeszcze z kilkoma filmami i screenami z gry Bioshock Infinite
Na koniec zapraszam do zapoznania się jeszcze z kilkoma filmami i screenami z gry Bioshock Infinite
3 komentarze:
Zagram w wakacje!
Dużo lepsza gra niż się spodziewałem. Denerwowały mnie niektóre elementy historii, ale nie na tyle, żeby faktycznie przeszkadzać. Faktycznie gierka potrafi przycinać, poza tym gra zapisuje savy tylko jednej osoby na raz.
A mnie nie podobaly sie ani poprzednie bioshocki, ani ten. Wola, przycinajaca gra z mega wymaganiami, jak mam ohote zagrac w cos fajneto odpalam CODe albo cos podobnego.
Prześlij komentarz